Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga II.djvu/148

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

do głowy czy piwo? Panie adwokat cicho, już idą rekursy! A wy wszyscy powoli, za porządkiem. Dziedzic powiada, że szkoła z takiej tajnej ochoty, której nie widać. Niech mu będzie. A Foka, że ich nauczyciel najlepszy. To przecież prawda widoczna, to mi się podoba i wam wszystkim także. Szukajmy tej tajnej ochoty, a nauczycieli hodujmy i słuchajmy. Bo dobrze, ba, i delornie mówi Skuluk, że Hospodu też trzeba coś dać. A gdzie i jak? Wiem to dokładnie przecież — i mówię otwarcie, gdy jest z kim mówić — że u nas, na Hucułach ludzie najgorsi na świecie. A przecie Hospod nie w innym kraju zamieszkał a właśnie u nas, tam gdzie lasy nie ruszane, gdzie połoniny nie koszone, nie wypasione, nie zaplugawione szczawiem. Może ma jeszcze trochę nadziei i czeka: „a nuż przyjdą, a nuż się nawrócą“. Najlepszy sposób by Hospoda przepędzić na cztery wiatry, to wyrąbać lasy i stratować połoniny. Szkoła będzie dobra, gdy taką nauką nas podhoduje jak by do Hospoda powrócić. Pan Konik podoba mi się. Dlatego wymiećcie kłótnie za drzwi razem z dymem, zgódźcie się, bo dzisiaj święto. Bóg nie dla kłótni dał święto, tylko dla nauki, dla oświaty.
Tłum uspokoił się, a tymczasem Matij jednym skokiem schronił się do swego gniazda na półkę. Śmiał się zwycięsko. A dziedzic podchodząc doń i oglądając go badawczo zapytał:
— Jak wy myślicie, Matiju, naprawdę ścinać ludzi, gdy nie chcą posyłać dzieci do szkoły? A potem sieroty posłać do szkoły czy jak?
Matij szczerzył białe zęby.
— Nie ścinać, głowę rozbić tyle co trzeba, w sam raz, niech się obrozumi.
— A któż ma tak rozbijać głowy?
— Sam urząd oświatowy. Jak jest sąd, jak wieszają zbójów, tak samo niech rozbijają ciemne głowy...
— A za co, dlaczego?
Matij rozpalił się:
— Aby się oświecili! Trząść nimi, trzeć głowę do głowy! tak jak się trze trzaskę do trzaski, kłodę do kłody, dla skrzesania żywej watry. Niech uczą się, niech piszą, niech czytają.
Dziedzic uśmiechał się.
— Nie macie litości...
— Nie mam.
— A czyż wy myślicie, że wszystkie książki są dobre?