Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga I.djvu/76

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Kowal chrząkał, poprawiał brodę, surowo spoglądał to na żonę, to na syna i mówił jeszcze: „A przecie rację posiadł przyjaciel srogi. Pamiętajcie, pani żono, i ty synku! I wy wszyscy inni! Pan Bóg sprawiedliwy, uważacie? Najmniejsza niesprawiedliwość nigdy-przenigdy nie najedzie na zacnego. A jeśli najedzie, uważacie? to on nie zacny, sam sobie nieprzyjaciel, a Bóg przyjaciel, zacnego nie opuści.“
Piotruś Sawicki o tym nie wątpił. Zapytał wszakże od razu:
— A któż winien? — zapytał i od razu głowę skurczył, jakby się miał zapaść w ziemię. Matka odpowiedziała pospiesznie:
— Szatan, syneczku, niech nas Duch Święty od niego chroni.
Była to ulga dla chłopca, lecz ojciec kiwał głową przecząco. Podniósł głos:
— Zamiast winy szukać, ty człowiecze, zrób co najlepsze!
I o tym Piotruś nie wątpił.



3

Czarne są głębie lasów na Riabyńcu, bez ruchu, bez zwierzyny i bezludne. Żyją w nich tylko duchy siwosine, blaski z mchów, porostów, wszelakich cieni i świateł tańczących, co buszują tym skrzętniej, im głębsza czerń leśna. Na noc kładą się na sen w czerń, wstają o świcie. Tym syciej zapaszne te lasy, tym gęściej rosiste, im odludniejsze. A przecie wieje przez nie sława. Choć zapomniana już prawie przez ludzi, choć smętna dla lasów samych, bo nie odzyskały swej czerni ani duchów niebieskawych. Sława młodego Sawickiego. Pieśni o Piotrusiu czy Petryku Sawickim mało kto pamięta. Zapisano je zbyt późno, zaledwie jedną, dwie i to o jego końcu, nie o początku. A bez niego Foka nie odważyłby się na wyrąb, nie dokończyłby butynu. Może by wreszcie spadł na te lasy jakiś butyn inny, rabunkowy, najeźdźczy, wyczerpujący je jak kopalnię, ale nie Fokowy. Zazwyczaj zaczyna się wyrąb z pieniędzmi dla jeszcze większych pieniędzy. Dla udatnego potrzaskania lasów wystarczyłyby przede wszystkim narzędzia jak najlepsze, i jak najwięcej narzędzi, a rębacze byle skąd, byleby dobrze płatni, bądź też tacy, dla których biedy każda zapłata dobra, każdy pieniądz wielki. Nawet dla spuszczenia kłód, dla zbudowania ryz, dla zatamowania wód i zabezpieczenia ich, dla całego spławu, można było w końcu znaleźć specjalistów, tym kosztowniejszych, im bardziej z daleka, al-