Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga I.djvu/552

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

to człowiek skisłby z nudów. Nie daj Boże.“ — „Nie można sądzić z jednego razu“ — poprawił Łesio ostrożnie. „Teraz po pieniądze — przerwał Foka — i hajda do domu“. „Szkoda — wzdychał Mandat — pozbyliśmy się szify, teraz warto by dalej wodami, zaroślami, tak przed siebie aż do morza — — “ „To już po następnym butynie“ — odparł Foka.
Następnego butynu nie doczekali nigdy. Ten raz jeden tylko zetknęli się oko w oko z chiefem i z kapitałem. Spotkanie było krótkie i nie powtórzyło się. Baraszkując wspominali je chętnie i mile.



5

Lecz chief nie zapomniał wcale. Zapamiętał, jakby zakarbował na wieki, chociaż przegryzł ich od razu i na zawsze. Dlatego na interesa Trustu w Wysokich Karpatach położył krzyżyk. Z drzewa był szczególnie zadowolony, bo zdobył nowy rozdział wiedzy o drzewie. Powtarzał to nieraz. Z wypełnienia kontraktu również, ale w jego oczach była to rzecz zwyczajna. Zysk nieoczekiwany przyjął ze zdziwieniem, raczej z mieszanymi uczuciami, bo patrzył dalej, daleko.
Chief nie znosił zapachów ni cierpkich, ni ostrych, a słodkich jeszcze mniej. Dopuszczał tylko zapach trzeźwy. Zaledwie wrócił do biura, poskoczył ku oknom, aby osobiście przewietrzyć kancelarię. Wietrzył dość długo, fanatycznie, aż ulotniły się wszystkie zapachy pasterskie, czy to głów smarowanych masłem, czy to fajki lub skóry. Kancelaria jego umiała wymiatać wspomnienia. Chłodno-surowa nie przysposabiała dla żadnej przyjemności lub aby komukolwiek było miło, lecz dla wypełnienia zadań zawsze pilnych, stanowczych. Opowiadano, że jego mieszkanie było zawsze chłodne, prawie zimne. Zaledwie zamknął okno i powrócił do stołu, powziął postanowienie, klasnął w ręce. Tymczasem siedział smętnie zadumany i czekał. Kanceliści i dyrektorowie gromadzili przed nim na stole papiery, listy, rachunki. Zrozumieli, że wybiera się coś powiedzieć, zawiśli na jego suchych ustach. Mandl zdjął okulary i znów zapłonął, Husarek systematycznie cedził z oczu promienie respektu, potężny Jacobs, dyrektor z Budapesztu, rozchylił mięsiste wargi w pobłażliwym synowskim uśmiechu. Inni słuchali chłodno, niektórzy pokazywali, że słuchają gorliwie. Zaryga niewiele rozumiejący po angielsku, nabożnie na-