daje się znużony, naraz chętnie rozpali się gościnnością i pobiegnie z ochotą po masło lub bryndzę na sam wierch do stai pasterskiej, dokąd inny wybiera się długo, jak gdyby na wyprawę.
Gościnność nie skończyła się o północy, przeto goście wybierali się do domu niechętnie. Jeszcze byli tu, jeszcze szumieli, jeszcze czuli się gośćmi, jeszcze zapraszano ich do stołu, jeszcze odurzano się serdecznością. Było święto.
Chmurzyło się gwałtownie, przeto goście zajadając przy stole powoli, rozglądali się bardzo długo i z troską po niebie. Na tym pośpiech się kończył. Po posiłku modlili się niezmącenie, dziękowali stołowi, dziękowali gospodarzom, niektórzy dziękowali szczególnie wymownie, niewymowni z zajęciem słuchali wymownych, a wszyscy całowali się. Odchodzili osiedlami, podług sąsiedztwa, lub rodzinami, czekając jeszcze na tego i owego. Jeszcze z lasu, słychać było ich okrzyki: dzięki, daj Boże myrno! Potem wiwkali, a gdy oddalili się, grali jeszcze na fłojerach. Było święto.
Około południa odjechał wójt Żabiego, wraz z nim hurmą żabiowcy, wśród nich Joseńko ze swoją świtą. Ci butynary, którzy nie poszli na roboty, odprowadzali aż do potoku głowę Żabiego. Dzięki niemu i dzięki najazdowi kobiet żabiowskich Żabie po raz pierwszy górowało na butynie. Wójt nie przemawiał często, za to w stosownej chwili, przeto pamiętnie. Słuchali go wszyscy, wójt zasępił się, ważył coś, potem niespodzianie zadzwonił głosem:
— Foka gazda wielki i nawet ksiądz z dolnej parafii równał go na kazaniu do świętego Pantalejmona. Ale to nie koniec. Teraz my zobaczyliśmy butyn na własne oczy. Żadna plotka nad Żabie nie wzleci, dopóki ja wójtem, ale to nie koniec. O waszym chramie, o butynie Fokowym pieśni śpiewać będą nad Białą i nad Czarną Rzeką, jakem wójt. Niech śpiewają, niech pamiętają, dopóki ten Riabyniec szumi. Ja minę się, dziesiąty wójt po mnie minie, a o Foce będą śpiewać pieśni, amen.
Wszyscy jak jeden wznosili okrzyki na cześć Foki, Szumejów i wójta, tylko Gucyniuk czując się śmielszy w obecności swoich, bąknął krzywiąc się:
— W oczy śpiewają, a poza oczy —
Głowa Żabiego prostował się i wyrósł z oburzenia, po raz pierwszy rozgrzał się naprawdę.
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga I.djvu/380
Wygląd
Ta strona została skorygowana.