Foka odpowiedział grzecznie.
— Dobrze, kraśnie trzymacie się, gazdo Tanaseńku. —
— Dobrze? to niby w czym?
— Że nie staro, że jędrnie, tak.
— Alboż ja stary? Nawet nie wiem, synku, kiedy mi przeleciał wiek. Aż tu raz widzę w wodzie odbicie: konopie na głowie, czy co? siwy włos! Fe! Skąd to do mnie? A pytałem niedawno księdza w dolnej parafii, tam gdzie mnie chrzczono. Z metryk wyczytał i powiada, że mi na Pokrowę dziewięćdziesiąt pięć lat minęło. To niedużo, nie, ale —
Po wstępnym traktamencie rozgadali się. Mówili o butynach. Foka z zaciekawieniem. Tanaseńko z obrzydzeniem. Suchego włókna na butynach nie zostawił. Nie dał prawie Foce przyjść do słowa.
— Ty, Maksymiuku, na samą Popadię Eudokię na wierchy ruszasz? Do butynu cię ciągnie? Ej-ha! Patrz, i to bardzo, aby ci nie wystrychnęła czego Popadia. Malin ci się zachciało czy czerwońców? — Nie czekając na odpowiedź wywodził dalej: — Dla sieroty biednej to dobry czas, a jakże, ale kto zbogacić się chce, oj warko, synku! ten węgle za pazuchą przyniesie zamiast malin.
— Ależ, Tanaseńku, mnie zawsze las ciągnie, a to nowa praktyka i praca ciekawa.
— To praca po twojemu? Jak niedźwiedzie na łańcuchu podskakują. Widzisz go! praca! W każdym razie nie gazdowska. — Tanaseńko podniecał sam siebie, zapędzał się. — To niewola czysta, łapanka na durnych, jak wędka na pstrąga. Pańszczyzna — to nic jeszcze. Zobaczysz, co z tego będzie: bida taka sunie, jak zasowa śnieżna. Na cały wiek, na całą naszą warstwę. Pijaństwo i niewola.
Tanaseńko krzyczał z uniesieniem, jak ksiądz na kazaniu przeciw pijakom. Foka przerwał mu delikatnie.
— Ale skądże tyle lasów starczy, aby cały wiek nasz i całą naszą warstwę spętać?
— Lasy im potrzebne? Durnie im potrzebni. Durnych starczy. Zobaczysz jak zasmakują w tym, aby nie myśleć, nie kłopotać się, aby im nawieźli i postawili pod nos jadło i napitek jak chudobie.
— No i cóż to im zaszkodzi?
— Co zaszkodzi? I ty, Foko Szumejowy, tak pytasz? Ot, dadzą się wywieźć gdzieś jak te Italiany. A pewnie tam gdzieś razem z nimi węże będą chrupać albo żaby.
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga I.djvu/28
Wygląd
Ta strona została skorygowana.