Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo II Księga I.djvu/166

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— No widzicie — mówił jeden — zapłacili rębaczom na Riabyńcu i to sporo naraz, któż by się spodziewał, ukazja!
— A może przechwalają się tylko?
— Skądże! Wyrzucają już pieniądze i to tacy, co nigdy pieniędzmi nie śmierdzieli — niedźwiedzie z Bystreca. A teraz nachapali.
— Ale to prędko przefurczy — pocieszał inny — bo kto widział kiedy butyn bez jednego pana, bez zarządców, bez leśniczych?
— Jeszcze gorzej, bo bez Żydów.
— O, co to, to nie, Joseńko przecież kręci się po cichu jak pająk, on zawsze tak. Bo on to wyszukał tych z Czerniowiec.
— Nieprawda, nie kręci się, pieniądze chapnął i niech się udławi, a do lasu zasię.
— To zrozumiałe — objaśniał któryś wtajemniczony — Foka taki, że przechytrzy nawet Żyda. Wszystko dla siebie tylko. A czemu? Bo Żyda nastraszyć można, nakrzyczeć, a na takiego dukę, któż się ośmieli? Naród roboczy — zależny.
— Nie tak zależny — bronił któryś — ślubu z nim nikt nie weźmie, byleby płacił.
— A właśnie, że wziął ślub w cerkwi z tym synem majsterskim.
— To co z tego?
— Myślisz, że na to aby mu płacić? Taki majster zarobiłby sobie w świecie kupę pieniędzy, ale to panicz, grzeczny, durny i takiego zwabił Foka sobie ślubem do puszczy.
— Mówcie sobie co chcecie, a przecie płaci. Cóż to może znaczyć?
Koniec końców ci, co dotąd szydzili, zadumali się, niektórzy zasępili się.
Przeto pod koniec kolędy zgłaszało się sporo robotników do Foki. Niektórzy aż z Dolnej Rzeki ze Stebnego, a większość właśnie z Żabiego. Wśród nich: zawodowi zbijacze darab, kiermanycz, poza tym różni najemnicy, od dawna zaprawieni do pracy zarobkowej, a tylko kilku synków gazdowskich z takich, którzy od razu chcieli się zbogacić, bo ojcowie nie dawali im pieniędzy na zabawy. Przeważnie zatem ludzie roboczy, nie wolni, nie do porywu szalonego, ale cierpliwi, a nade wszystko powolni wobec rozkazów i życzeń kierowników.
Foka i Sawicki wiele spodziewali się po nich. Było ich ponad dwudziestu, niewielkimi kupkami ściągali się po świętach powoli na butyn.