żając za nasze wszystkie te tradycje, którymi była bogata dawna Rzeczpospolita, podobnie jak i nie wolno nam się zrzekać głównego nurtu, tego, który przez Rzym św. Piotra wywodzi się z Grecji i z Judei (że bez Kościoła Rzymskiego nie ma Polski powtarzał ojciec mój nieraz, co nie oznaczało oczywiście, że nie złościł się przy okazji na rodzimych „katabasów“ i na rzymskich „urzędników od religii“). I skoro do myśli polskiej XV, XVI czy XVII wieku zaliczamy również łacińskie pisma różnych, prawowiernych czy heretyckich Prusaków lub też polskich Niemców, Węgrów czy Włochów, którzy w Rzeczypospolitej znaleźli schronienie, to dlaczego mielibyśmy z niej wyłączyć Żydów polskich piszących po hebrajsku albo opiewających w języku jidysz piękno Warszawy, Wilna lub Radzymina, a cóż dopiero piszących po polsku prawosławnych obywateli wspólnej Rzeczypospolitej? We właściwy sobie sposób ojciec wyraził to w jednym ze szkiców, wspominając pewnego młodego chasyda rodem z Węgier, spotkanego po wojnie, który opowiadając o swych lekturach mówił, że najbardziej pociąga go obok literatury rosyjskiej, Tołstoja i Dostojewskiego, literatura polska: Wielki Magid, słowa samego Baal Szema, Mendel z Witebska i Nachman z Bracławia. I ojciec dodaje: wiedziałem znacznie mniej niż on o tej gałęzi literatury „polskiej“, ale czułem, że to prawda.
Nie są to wbrew pozorom myśli całkiem nowe. Bo co do Żydów podobne wskazówki pozostawił nam już Mickiewicz. I to on napisał do dziś aktualne, a może nawet (skoro rozszerzanie granic nie jest już ani możliwe, ani sensowne) jeszcze aktualniejsze dziś słowa o rozszerzaniu dusz naszych. Streszczone tu myśli spotykamy w wielu listach Stanisława Vincenza. Wystarczy zacytować jeden, z grudnia 1954 roku do Aleksandra Bobkowskiego w Genewie:
„Książka moja nie tylko nie jest historyczna, ale prawie z pewną przesadą rzec można antyhistoryczna. I to podwójnie: po pierwsze, że zajmuje się przeważnie legendami, podaniami i mitami, i w dodatku przeciwstawiając właśnie te niby fantazje aktom grodzkim, miejskim czy pańskim, to jest relacjom tak zwanych obszarów dworskich i zamków pańskich, staje po stronie mitów. Nie jest to decyzja byle jaka, bo niektóre z tych aktów, zwłaszcza tzw. pańskie zaczerpnąłem z archiwów lub wspomnień naszej rodziny i zadeklarowałem się «przeciw» moim przodkom. Mam nadzieję że mi wybaczą. Po drugie także teoretycznie, jeśli nie anty — to niehistoryczna, co rozumieć nietrudno, gdy się przypomni, że Słowacki w Królu Duchu już na samym początku kazał Królowi Duchowi dojrzeć ideę Polski zawieszoną ponad dziejami jako dolę i jako misję.
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo III.djvu/571
Wygląd
Ta strona została skorygowana.