Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo III.djvu/569

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

sokiej połoninie. Czy całe tomy choć długo filtrowane lecz tak obszerne, że nazwałem je pasmami, kiedyś przemówią? Thoreau mówi ze swego ustronia w Concord: «Wherever men have lived there is story to be told.» Gdybyż mi się udało dać świadectwo o kraju ojczystym przynajmniej tak, by choć częściowo wyrazić pamięć i wdzięczność! Równałoby się to zamiarowi wyrażonemu przez Thoreau: «To make the history of his parish more interesting than another’s history of the world.»“


∗             ∗

Skoro mówiliśmy o łączności z wszystkim co żyje i co zostało stworzone, to może nie będzie od rzeczy przypomnieć, że nie ma w takim stosunku do świata oczywiście żadnego „panteizmu“ (jak nazywała to przedwojenna warszawska kawiarnia i jej tygodnik „Wiadomości Literackie“). Była w tym natomiast niezaprzeczalna tradycja franciszkańska, ta sama, którą ojciec mój, zresztą nie jedyny i nie pierwszy, odnajdywał również na przykład w pobożności chasydzkiej. Zbyt mało wiem zarówno o chasydach jak i w ogóle o religii mojżeszowej, aby móc ocenić czy człowiek, który — jak mój ojciec — znał tę religię jedynie z zewnątrz, był w stanie zrozumieć ją i oddać ją wiernie i czy nie zdarzyło mu się coś podobnego, mutatis mutandis, jak to, co zarzucano nawet Żydowi autentycznemu, choć wyrosłemu już w zlaicyzowanym środowisku wiedeńskim, Martinowi Buberowi, że przypisał zarówno Baal Szem Towowi, jak i jego następcom cechy franciszkańskie, znane mu z lektury.
Ojciec mój skłonny był raczej widzieć jakąś „osmozę“ między chrześcijańską ludnością dawnej Rzeczypospolitej a tymi Żydami, mieszkającymi wśród niej od tylu stuleci, i kształtującymi swe pojęcia z natury rzeczy w jakimś, trudnym zresztą bliżej do określenia, kontakcie z nią (podobny wniosek narzuca się również polskiemu czytelnikowi dzieł Izaaka Baszewisa Singera, mimo że chodzi tu o inne z kolei zbieżności).
Niektórym czytelnikom te teksy „chasydzkie“ ojca wydawały się podobno strasznie obce (co oczywiście jednych odpycha, a innych znowu przyciąga).
Pewien wybitny polski teolog zaświadczył wprawdzie w swoim czasie, że nawet najbardziej jakby się zdawało „chasydzki“ tekst Na wysokiej połoninie, a mianowicie ogłoszony w niniejszym tomie „apokryf“ o Samaelu, jest nieposzlakowany z punktu widzenia prawowierności katolickiej. Nie przeszkodziło to zasłużonej skądinąd recenzentce londyńskiej w napi-