mógł mu nadać imię. Co roku, w kilka dni po przyjeździe Siuny przywykały doń gołębie. Gdy zobaczyły go, latały za nim po dziedzińcu, tłoczyły się wkoło jego głowy tak, że chłopiec musiał zakrywać oczy, by go który gołąb nie dziobnął lub skrzydłem nie uderzył.
Najgłębsza przyjaźń łączyła Siunę z końmi. Sam później wyznawał, że w owych latach marzył po prostu, by stać się koniem. Przejmował się istnością końską, żywotem konia. Do pewnego stopnia udawała mu się taka metamorfoza końska. Biegał wyrzucając nogi po końsku, rżał z uciechy, parskał i pryskał, gdy był niezadowolony. Matce swej odpowiadał krótkim rżeniem zamiast przeczenia lub potakiwania. To przejęcie się końskością wzmagało się, sięgało z czasem dalej niż były jego zamiary. Coraz bardziej ponosiło go, hasał do upadłego coraz dalej po sadach, ogrodach, lasach jak młody konik.
We wspomnieniach dawnych mieszkańców i gości dworu żyją jeszcze postacie różnych koni, nie dlatego, że były jakieś nadzwyczajne w znaczeniu hodowlanym, lecz że wiele się nimi zajmowano. Były po huculsku „wykochane“ i po prostu kochane. Była tam Kapka, prababka rodu końskiego w Krzyworówni, cała biała, nakrapiana żółtymi kropeczkami, stareńka, poważna. Dziadek dosiadał jej w owe czasy raz lub dwa razy do roku, w czasie większych uroczystości rodzinnych. Siuna zawsze miał ochotę ukłonić się Kapce. Któż by zliczył te wszystkie osobistości końskie. Czy ruchliwa i niesforna szpakowata Kocioróbka, czy łagodna, siwa Lubka, świetnym ambulansem płynąca jak wody Czeremoszu. Czy ciężkie siwosze powozowe, Bajtały, albo znów inne ostre, bujne gniadosze, Hajdamaki, czy potulny a gorliwy wierzchowiec huculski, Szpindżak, albo inny zwany Pićkiem, to poczciwy, to nieobliczalny, bo z całą zawziętością lubił kłaść się do błota, czy też słynny niesamowity kary ogier, którego czartowskie wyczyny i szaleństwa wzbudzały przerażenie. Albo wreszcie własna kara huculska klaczka Siuny, mało ujeżdżona, płochliwa i niesforna, której Siuna okazywał pełen trwogi szacunek w prostym stosunku do swej małej umiejętności jeżdżenia. Rozumiejąc, że ogier to dziki, groźny koń i wyolbrzymiając te zalety klaczki, utytułował ją Ogierzycą. Trudno wspomnieć wszystkie te konie i nie ma po co wyliczać. Wszystkie te konie namalował w swoim czasie znany malarz Huculszczyzny, jeden z pierwszych jej odtwórców na płótnie, pan Jaroszyński. Wykazał na płótnach takąż czułość wobec koni, jaką żywił cały
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo III.djvu/529
Wygląd
Ta strona została skorygowana.