Sámael zwrócił się do Sejmu i przemawiał donośnie:
— Świetny Sejmie, nawet mnie, przywykłego do dźwigania zgasłych brył i do tego, że ściany strzaskanych przestworzy ściskały mnie boleśnie, motyle pyłki pokory obrzemieniły więcej niż wszystko inne. Przeto dla uwypuklenia chwały pokornego, za cenę mej straty największej wyznam me trudy, a także me zakłopotanie pierwsze i ostatnie, kiedy po raz ostatni wywinęła mi się moja ryba z najdalszej głębi. I to wówczas, kiedy pokora raz jedyny wpadła do mojej pułapki. Świetny sejm pozwoli?
Wysokie Światła porozumiewały się chyżymi błyskami, zezwoliły, a Sámael mówił:
— Gdy wyrzuciłem z mego snu na śmietnik światów wszystkie drzazgi i odpadki człowieczeństwa, sam byłem bliski pokory, to jest przyznania, że pokora owinęła mnie na mały palec. Czyż nie jest ona, tak rzekłem sobie, bakcylem świata, co i mnie zaraża? Zwalczyć bakcyla bakcylem! I wymusić z pokory pokorę najwyższą, niech poniży się, niech przyzna, że jest szaleństwem!
Wystąpiłem z dziełem największym, stworzyłem nie żaden sąd, nie, lecz ostateczny purym, to jest światłe konsylium lekarskie. Spotkanie twarzą w twarz pokory z największymi świecznikami rozumu. Ostatniego człowieka postawiłem przed trybunałem wszystkich mędrców wszystkich czasów. Do tego celu wyciągnąłem tysiącwiekowe osady z dna mych snów i przeczarowałem je na wskrzeszone postacie mistrzów Ostatniego, protektorów jego myśli, luminarzy, którzy mu przyświecali. Zgrupowałem wokół pokory: badaczy, odgadywaczy, rysowników wszystkich konstrukcji i powikłań świata, jako lekarzy pokory.
A że byli w mej mocy, wywyższyłem ich z mego dna w pomniki niebotyczne, w szczyty wyniosłe wokół zamkniętej i schwytanej przez nie jamy, a pokorę zakląłem w jeziorko górskie na dnie jamy. W górze i wokoło niedościgłe czoła mędrców, skalne czoła rzeźbione zmarszczkami i fałdami, łysiny nasłonecznione w natchnionych kudłach obłoków, a na dnie w dole pokora, jeziorko zatopione w niebo, spała i śniła w dreszczach. Wyniośli tłumaczyli niskiej pokorze przedmiotowo, obliczeniowo, sprawdzianowo i pokazowo — wciąż to samo. Wzywali do prawdziwej pokory wobec szczytów, do zaprzestania drżenia niedoskonałej pokory. Gdy to wszystko łamało się, wikłało i tańczyło w pokornie drżącym obliczu je-
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo III.djvu/435
Wygląd
Ta strona została skorygowana.