Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo III.djvu/122

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

w mówieniu, stroił skrzypce, naświstywał, budził palcem jednego i drugiego muzykanta, i cała kapela poszła za chórem:

I sonce ne hrije i witer ne wije,
A wse w poły kraj dorohy trawa zełenije.[1]

— Uwa! Uwa! — wykrzykiwał potężnie Bjumen. — Uwa! — powtarzali bałaguły.
Strzelali z biczysk do taktu śpiewowi. Trzaskały biczyska, trzeszczały wozy, trzaskał wiatr, bałaguły posuwały się w błękitny poranek październikowy poprzez wsie podgórskie powoli niczym rozśpiewane łodzie weneckie.
Tylko starszy Abrum nie trzaskał biczyskiem, nie wykrzykiwał. Bez ustanku kręcił nad głową biczyskiem niby sztandarem, przymilnie uśmiechał się ku górze przez okno wiatru. Uśmiechał się i wzdychał, jakby przyswoił sobie powiedzenie mistrza Nachmana z Bracławia, z którego pożółkłych ksiąg ssali radość bogomodlcy bojańscy: „Westchnienie jest dobrem, smutek złem“. Okrągła broda Abruma rozwiewała się nieustannie, niejeden widz-entuzjasta czy ironista powiedziałby: „Jakiż to artysta trwa na koźle bałagulskim!“
W Jabłonowie u stóp pierwszej przełęczy był pierwszy popas. Zaledwie ubrali koniom na głowy worki z obrokiem, młodszy Abrum z piskliwym chichotem puścił w kierunku Bjumena przygotowaną strzałę:
— Reb Petranker! Wy kręcicie aż lubo, a ja was zaraz odkręcę: sto procent racji istnieje, to widać —
— Skądże — sadził się niedbale Bjumen.
— Tak, bo Ostatni ma sto procent racji naprzeciw Samaela, a co? Może nie?
Bjumen kiwał głową przecząco, odpowiadał cierpliwie:
— Nie, nie ma, musi mu zdać resztę.
— Jakąż resztę?
— Jedź do Bojan, a nie bądź zanadto krzykliwy, to się dowiesz.
W Jabłonowie, w Pistyniu, w Kosowie dosiadali nowi goście. Na popasach i na postojach znali się już wszyscy: mieszczanie kołomyjscy, majstrowie, muzykanci, studenci i uczniowie, posługacze i ludzie określani jako „podróżnicy weselni w ogóle“.
Wśród wiatru, w ślady wiatru wjechali w góry.



  1. I słońce nie grzeje i wiatr nie wieje,
    A wciąż w polu przy drodze trawa się zieleni.