Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo III.djvu/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wyruszy wreszcie z placu sianowego obok cerkwi, to od razu zajeżdża po wodę kilka kroków dalej do studni zwanej klasztorną, zbierając wszędzie uczestników podróży. Wszelako za parę groszy, albo jeśli chodzi o osobistości takie jak majster garncarski, czy nawet podurzędnik magistratu, nie mówiąc o osobach państwowych, zajeżdża przed dom podróżnego.
Objeżdżając tak okrężnymi drogami wiele uliczek, już w samej Kołomyi odbędzie podróż nie lada. Prócz tego, gdy już pewien jest swych gości, odwiedza różne sklepy, załatwia przeróżne sprawunki dla mniejszych central, jak Jabłonowo, Utoropy, Kosów, Kuty, i dla ich okolicy. Bałaguła właściwie dopiero wtedy odjeżdża, gdy już nie ma nadziei na więcej gości. Toteż gwałtowne trzaskanie batem wcale nie jest pod adresem koni, a służy tylko dla zachęcania ludzi, podobnie jak entuzjastyczne, powtarzane co pewien czas okrzyki: „Już, już, już jedziemy!“ Czasem, z powodu tak dokładnego zbierania pasażerów, wyjedzie zbyt późno i nocuje tuż za mostem na Wierbiążu, lecz chętniej nieco dalej, aby pasażerowie nie wymknęli się. W czasie noclegu zbiera nowych gości. Nie zdarzyło się jeszcze, nie słyszałem przynajmniej o czymś podobnym, aby wehikuł pękł lub siadł z powodu przepełnienia. Nie zdarzyło się też, by konie ustały lub odmówiły posłuszeństwa, ale nikomu nie przyjdzie do głowy, aby się spieszyły. Bez przerwy drepcą truchcikiem, drobią krok za krokiem, niejedna fura je przepędzi, ale wytrwałej i równomierniej nie idzie żadna. Ludzie niestali, niezdolni do osiedlenia się, bezmyślni i niespołeczni nie godni są jechać bałagułami. A ci co razem przejechali raz tylko z Kut do Kołomyi, to tacy dobrzy znajomi i sąsiedzi, jak gdyby mieszkali koło siebie. Nie sztuka to przebywać wielkie przestrzenie w długim czasie, a wciąż bez przerwy z kopyta rwać, jak to się praktykuje w tej jakiejś niesamowitej Syberii. To właśnie sztuka właściwa Pokuciu, jechać przyjemnie, wygodnie a długo, nie przebywając większej przestrzeni jak z Kołomyi do Żabiego.
Istnieje w języku, którym mówią u nas Żydzi, wyraz urobiony z polskiego słowa: kłopotnik. Mimo kpiący odcień oznacza właściwie człowieka odpowiedzialnego, który nie tylko ma dużo trosk własnych, ale chętnie i gorliwie obarcza się kłopotami: kłopotami rodziny, sąsiadów, swojej gminy, powiatu, swego narodu, kłopotami świata.
Bałaguła żydowski nie tylko chętnie przyjmie kogokolwiek i gdziekolwiek na swój trzeszczący wóz. Nie tylko poczeka na