Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo I.djvu/73

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Z wnętrza zaś podwórka nic nie było widać, tylko niebo i dalsze góry.
Grażda zbudowana z najgrubszych kłód rębanych na tymże miejscu, pamiętała dawne czasy. W innych chatach zazwyczaj przypada na wiązanie ściany dziesięć kłód, a każda ściana grażdy składała się z czterech. Cieńszych kłód wówczas w pobliżu nie było. Okna były malutkie, poukrywane zapobiegliwie, jakby budujący miał chęć wyraźną ukrycia ich tak, aby móc widzieć nie będąc widzianym. Chata przestronna i wygodna miała wiele chowków i kątów, dobrze ukryte z tyłu drzwiczki i własną komorę z podziemnym wyjściem. Tam w tej piwnicy zimowali podobno opryszki, pobratymi zaprzyjaźnieni z przodkami Foki. Jedna strona chaty postrzelana była kulami z jakiejś starej broni, również pamiątka przyjaźnienia się z opryszkami, których tak zwana „rowta“, to jest kompania osobliwej, ciągle po górach latającej straży bezpieczeństwa — nakazanej gminom przez urzędy cesarskie — zaskoczyła tutaj i osaczyła w czasie zabawy junackiej u pobratymów.
Grażda była gniazdem rodu. Była także gniazdem szeptów i tak ją zwano. Wiadomo, że są dwa rodzaje szeptów. Takie co trzymają się miejsca, budzą się czasem i szastają się jak domowe węże. I inne, co wędrują skądś z daleka w sieć jak zwierzyna. Czasem szept taki rozgwarzy się długo, że trudno za mim nadążyć, a czasem tylko uroni po słowie: „po co tak?“ „zostaw to“, „śmiało“. O tych pierwszych domowych szeptach mówi się, że nie umierają, bo trzymają się rodu. Kto wie dlaczego? Bezpiecznie nic nie twierdzić na pewno, lepiej zaczekać. Któż nie rozumie tęsknienia? Ale nie godzi się ani wzywać szeptów zaklęciami i zmuszać je, aby się odkryły, a jeszcze gorzej, bezbożnie nawet, byłoby odżegnywać się, przepędzać je, tak jakbyś je miotłą wymiatał. Któż tak obchodzi się z umarłymi?! Nie trzeba ich ani przywoływać ani płoszyć. Ale wzdychać wolno. Stamtąd z kątów szept — a stąd od człowieka westchnienie, cóż można więcej? Ludzie mądrzy, a najwięcej ci, co delikatni, uczą nas, że dusza nie umiera. Nie nam to rozstrzygać, bo Bóg i tak sobie z nami poradzi, jak zechce. Jeśli jest taki, jak nas uczą, to na pewno łaskawy, nawet grzeczny. A jeśli straszny, zechce karać, męczyć czy tylko straszyć, to i tak nic nie pomoże, choćbyś umarł na amen, a śmierć cię twardo zaklepała jak gwóźdź w ścianie. Zbudził cię raz do życia, to i jeszcze raz potrafi. Tylko to jedno warto wiedzieć, choć trudno: czy jeśli ród rozdzieli się, gdy rozejdzie