Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo I.djvu/52

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

czaju wszędzie nad Czarnym Czeremoszem. Bo pieśń głosi: „Hucuł się obuje lekko, lekko chodzi, tańczy“.
Strój cały kusy, do skoku, do konia, do tańca. Fałdy głębokie, lecz bez zmarszczek, bo sukno się nie mnie. Rozmaszysty, i szeroki, i obcisły, i godny, i dziarski, ciężki a sprężysty, powiększał barczystą postać Foki niemal do rozmiarów olbrzyma. Z daleka świeciło się wszystko, jaskrawiła się czerwień, błyszczała złotość, a z bliska szczękało i chrzęściało uzbrojenie, brzęczały i cerkotały ozdoby, retizy i krzyże, w powiewie zaś lekko szeleściły pęki pawich piór. Wszystko zapowiadało: Foka Szumejowy jedzie. Takim widywano i witano go wszędzie, na połoninach, na płajach i na drogach. Wiadomo zresztą, że witano go serdecznie nie tylko w swoim kraju. Starsi ludzie opowiadali, że już w roku 1848, kiedy miał zaledwie lat kilkanaście, witali go w Szigecie panowie i magnaci węgierscy. Bo ukrytymi ścieżkami, sam jeden przeprowadził zbuntowany oddział Madiarów, co uciekali z Galicji na pomoc Koszutowi i powstaniu węgierskiemu. Przeprowadził pod nosem dwóch armii w pościgu. Udało mu się, wrócił zdrów. I odtąd po latach honorowali go panowie węgierscy w Szigecie i papryką, co sparzy język, i winem gorącym, co kości do tańca rozrusza.
Wiadomo także i to, że podczas służby ochotniczej w Wenecji, co wówczas jeszcze należała do monarchii, młody żołnierzyk Foka znany był wśród Wenecjan, bo ludzie tam bardzo dobrzy, czemni, jak się to mówi, a gdy im Foka płacił za wino Szumejowym watażkowskim złotem — płacił, czy kto chciał, czy nie chciał — nie gniewali się wcale, ściskali go i klepali.
Jeszcze przed kilkunastu laty w Mołdawii, w Gałacu nad Prutem nie tylko witali go, ale i płacili, ci, jak ich zowią, Anglikanie, choć okropnie chudzi, widocznie całkiem wymokli, gdzie tylko jaka woda, zaraz z niej ciągną zawzięcie straszne pieniądze. Jakżeby go nie witali, kiedy im przywiózł na falach Czeremoszu i Prutu cały swój las, całą flotę tratew, a takie drzewo, jakiego ani tu ani tam nikt nie widział.
Może by go też witali gdzieś wśród obcej nie naszej wiary, czy to w Jerozolimie czy nawet w Berlinie. Ale to chyba najdziwniejsze, że go witano jednakowo radośnie we własnym kraju nad obu Czeremoszami, że nikt się nigdy nie znudził tym witaniem, że jednakowo pośpiesznie otwierali mu serca, niby bramy wjazdowe, jak przedtem tak później. Jeszcze