chce niewoli. Lepsza nawet z głodem słoboda, niż niewola napchana.
Najbardziej ciskał się stary stryj Szkindowy:
— Do tego już doszło, że w woły mamy się zmienić? Do takiego głupstwa dogadaliśmy się? Oj poznać, Filku, choć zacnyś człek i sprawiedliwy, żeś z pańskiego rodu. Dobrowolną niewolę chcesz tu zaprowadzić? Rozdaliście panom i cesarzom pieniądze i skarby, honorowe junactwo zachciało wam się pokazywać, a teraz co? Ale już nie róbmy o to zwady, zgoda to zgoda. Bo i tak sobie odbierzemy wszystko. Hurmą pójdziemy na doły, jak to Dmytro powiedział w sobotę dziadową, wywrócimy świat za zgodą cesarską, z cesarskiego nakazu. Tak to co innego. Nie będzie nam tam biedy. A tymczasem co prędzej do cesarza poszlijmy po ziarno.
Dmytro tłomaczył, że i na dołach niedostatek i że teraz zebrali się nie po to, by mówić o napadach jakichś lecz o pomocy głodnym. Na pomoc cesarską — powiadał — wcale nie powinniśmy czekać, bo lud słobodny sam sobie pomaga. Potrzebne ziarno, a potem będziemy i o tym myśleć, co mówi Filko.
Rozbijała się rada po trosze, jak zawsze w niezgodzie, każdy gadał, a nikt nie słuchał.
Pogodził wszystkich Szumej. Przydźwigał tęgą berbeniczkę pełną pieniędzy. Niosąc, sapał i oddychał ciężko. Z rozmachem postawił ją na stole, aż stół zatrzeszczał. —
— Jeść czy siać, ale ziarno potrzebne. To daję na ziarno, niech kuckie pieniądze się nie marnują, niech nie śniedzieją w berbenicy. Niech ku nam nie lezie niewola. Ona zawsze łakoma pchać się za głodem. I w słowo cesarskie wierzę, ale czyż my to nie dukowie? Alboż musimy czekać na cesarską pomoc, albośmy gorsi odeń gazdowie?! —
Szeroko rechotał z zadowolenia Szumej.
I znów traktował szczerze i troskliwie każdego z osobna, aby głód się nie wśliznął, aby głód kogo nie chwycił, bo głód to zaraza.
Po Szumeju jeden za drugim zgłaszali się inni. Dmytro rewaszował, zapisywał wszystko dokładnie. Każdemu dał deszczułkę, rozliczenie rewaszowe, ile dał, ile ma dać jeszcze. Deszczułki zostawił u Szumeja. Wspólnie obmyślali jeszcze ile zboża kupić, jak dzielić zboże, jak tymczasem karmić ludzi mlekiem i tym, co kto ma.
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo I.djvu/508
Wygląd
Ta strona została skorygowana.