Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo I.djvu/494

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

brej woli składali mu przysięgę straszną, słonkową: Usłysz nas słoneczko! zbudź groźne struny gromowe! — Wszędzie wyciągano ze skrytek pieniądze, rzucano czerwony i biały grosz do dzwonka, na cerkiew, na nowe dzwony.
Najdłużej bawili, najhuczniej świętowali, najserdeczniej i najbogaciej podejmowano ich w Jasienowie, u starego Szumeja, tego co to wiosną razem z Dmytrem na Kuty popłynął. Chaty, grażdy, ganki, komory i zakątki nabiły się ludźmi. Nie wiadomo, skąd brało się tyle jedzenia dla tylu ludzi: wędzonki jelenie, żółte jak wosk, prosiątka w skórze upieczone, ryby, kołacze, miody, wina bez miary — takie to ucztowanie było u Szumeja. Po kolędach, po ucztowaniu śpiewano pieśń o słobodzie, każde dziecko jej wtórowało. Słuchano uważnie nowej pieśni o mądrym cesarzu pobratymie.
Gdy przestawano śpiewać, uczestnicy obrzędów i uczty słuchali opowiadań Dmytra. Najpoważniejsi, najbogatsi gazdowie siedzieli wokół niego. A dalej bractwo śpiewackie, jego towarzysze, wśród nich najroślejsi junacy. Natężali słuch przy zapowiedziach o tajemniczych zagadkach. Dmytro oglądał sobie te wszystkie twarze zasłuchane, znajome i takie, których nie znał, to spokojne i pełne słodyczy, a godne, to harde, zuchwałe, a wszystkie mocne, choć i stare, pomarszczone wiekiem albo wichrami poorane — wszystkie słobodne. Na dworze cesarskim niedużo widział takich. Rozumiał dobrze, dlaczego cesarz do tego plemienia chce naprzód posłać zagadeczki. Radosna duma dodawała mu ochoty. Wskazywał gdzieś ręką, jakby kąt chaty otwierał przed nimi. Rozszerzały się światy dalekie, dokąd ich miały wieść zagadeczki. Słuchacze podrywali się, ściskali bardki w rękach, uważnie patrzyli w ciemny kąt: czy płyną już w ryzach złotych zagadeczki?...
Na zakończenie kolędy stu osiemdziesięciu pięciu pląsarzy, w tym dziadów jakich piętnastu i kilku niedorosłych chłopaków, pląsało pod przewodnictwem Dmytra i wirowało w kruhleku wokół Dmytra na śniegu, na carynie Szumejowej. Dwudziestu skrzypków przygrywało, dziesięć trembit, dziesięć kobz na zmianę pomagało skrzypkom. Berezowie dzwonili dzwoneczkami, jak podczas wielkiej, uroczystej pielgrzymki. Pieśń jak grom rozbijała się po lasach: Ej! żeby wam się pszczoły roiły!
Wielki to był czas i świetny. Taką ostatnią kolędę miała Szumejowa zagroda i junackie Jasienowo.
Podczas kolędy zaprzestano bijatyk i kłótni. Słuchając pieśni, patrząc na zbratanie, żałowano głupoty, odrzekano się buj-