Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo I.djvu/492

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

rządzić nami, ma opiekować się nami, jak sam Pan Bóg — to znaczy przez popów.
Urzędowie cesarscy mieli swoich szpiegów. Wszystkie wieści z gór dochodziły do ich uszu.


∗             ∗

Przyszła kolęda. Jak powodzi fala rozsypane bierwiona spławne, co ugrzęzły gdzieś, rzucone między głazy i zaryte w mule, poruszy i niesie na prąd słobodny, tak ta stara prawda przywiodła znów ludzi do Dmytra. Przyszła jego chwila.
Koło cerkwi w Krasnojyli zjawili się ludzie, o których od roku nikt nie miał wieści, gdzie są i czy żyją. Spotykali się tacy znajomi, co nie widzieli się przez cały rok. Niektóre wyrostki i dzieci po raz pierwszy z puszczy przyszły do cerkwi. Z chat, z zymarek, zza lasów zaśnieżonych, gdzie myślałbyś, tylko legowiska i gaury niedźwiedzi pod śniegiem się kryją, zza chmur, co spowiły na miesiące osiedla szczytowe, z kolędą na uściech wynurzali się ludzie zaśnieżeni. Brnąc przez śniegi, przedzierając się przez zamiecie, szli tak po radość, jak się idzie po ziarno. Przyszli bratać się z ludźmi, zaprosić kolędników do chaty.
Także całe bractwo śpiewackie zebrało się koło cerkwi. Niespodzianie, gdy zaczęli tam pląsać, w kręgu pląsaczy zjawił się Dmytro. Zgromadzili się wszyscy. Powitali hucznie słobodnego kniezia. Od razu okrzyknęli go berezą. Ile rąk uścisnęło jego ręce! Ileż spojrzeń słonkowych błysnęło! Ile słów ciepłych, serdecznych zadrgało w powietrzu mroźnym! Przerwano pląsy, opowiadano sobie o tym i o owym. Opowiadano o rodzinie, o chudobie, o każdym znajomym. O niejednym opowiadano, że nie żyje. Żałowano biedaka, że nie doczekał kolędy. Wokół Wasyluka skupiała się tak gorąca serdeczność, jakby niewidzialna watra rozgorzała na podwórcu cerkiewnym.
— Panie Dmytryku, prosimy, prosimy panowie kolędniczkowie — rozlegały się zewsząd głosy — i do nas, i do nas przyjdźcie z kolędą. I na Zmyjenski i do nas na Komarniczny, i na Lelkowy. — Ci co mieszkali daleko za lasami, zapraszali nieśmiało: — jeśli łaska i do nas, daleczko trochę, za puszczą.
Gdy kolędnicy odbyli swoje koło cerkwi, zagrzani tak serdecznością, szli w najdalsze zakątki, a z nimi na ich czele Dmytryk obleciał naprzód wszystkie grunie hołowskie.