szerszeni, by ją podniecić jakby kieliszkiem wódki, na to, by była ostra, by dziarsko szukała paszy, najmilszego mu jagnięcia nie będzie drażnił, nie wychowa tak, aby się zmieniło, ucząc je: „Buntuj się, jagniątko, wyzwól się, stań się baranem dzikim i twardym!“ Nie! Zasłuchany w zagadki i w obietnice, głosi: „Jagnię zwycięży“.
Ileż jeszcze wiedzy o rodzie owczym chowa pasterz, o tym szczególnie, co zakrywają tysiąclecia oswojenia! Ale nie śpieszy się rozpowiadać.
Boteje oddalały się od Czerdaka, znikały za zakrętem Czeremoszu, a tylko urwane pieśni pastuchów, umyślnie coraz głośniej śpiewane, dolatywały:
Jakaż tota połonynka weseła — weseła —
To znów:
Na zełenij połoninci, zełenij — zełenij —
I jeszcze bardziej z daleka:
Oj zaświty misjaczeńku, zaswity — zaswity —
Na ti lubi połonynky, na ti krasni cwity.
I wreszcie na pożegnanie:
Budut naszi spiwanoczky po horach spiwaty
A my budem, towaryszu, po switi błukaty.
Z ganku Czerdaka leciały za botejami spojrzenia i westchnienia, jakby niejeden doganiał tęsknie swe owczarskie młode lata. Wreszcie fala połonińska przetoczyła się, poszczególne gromadki wymykały się z głównej drogi nad Czeremoszem ku jej odnogom, ku przysiołkom i chatom usadowionym na odległych wierchach. Sporo upłynęło od razu starym a długim płajem wierchowym, co sięga aż na Podgórze, ku tym dziwnym osadom wojackim, Berezowom, jak się tam one zwą wszystkie: Berezów Wyżny, Średni, Niżny, Bania Berezowska, a promieniują na takie osady jak Tekucza, Szeszory i inne. Wszystko to zaścianki szlacheckie, z nadania królewskiego, i to już z początków XV wieku, jak roszczą sobie dokumenty