Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo I.djvu/466

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Któż wie, co tam się wyśni nawet najprostszemu człowiekowi na połoninie wysokiej, co mu z serca wyrośnie? Samotne to życie, głębokie te noce przy kłodach tlejących i gasnących. Życie twarde, dzikie a bez granic słobodne. W samotności, jak w głębinach nocy, toną granice światów, jakby we mgłach górskich zacierają się miedze między pragnieniem a posiadaniem, między snem a jawą. Czasem pragnienie i tęsknoty długo męczą niejednego. Czasem i najtajniejsze, nieziszczalne — spełniają się. Oddalają się dawne troski, dawne radości i pociechy, zjawiają się całkiem inne.
W nocy przychodzi do samotnego człowieka w postaci kobiety, o którą przedtem niewiele się troszczył, a teraz zatęsknił — Leśna. To ma swoją cenę.
Za to, że przyszła, męczy go okrutnie. Słowa nie powie, niema, zamurowana, a piękna, tuli się do niego. W ogniu wypróbowuje jego tęsknotę. Czasem mu ręce kładzie do paleniska, parzy je, a czasem aż do kości przepala znużone członki. Czasem z daleka woła i nęci, ciągnie gdzieś w pustkowie, wiedzie w zagładę, na dno przepaści.
Wtedy to, kiedy tęsknota taka wdziera się do serca i przyobleka w zjawę, najlepiej jest szukać przyjaciół, wyznać im wszystko, jakby na spowiedzi. Tylko słobodna przyjaźń ratuje, niczego nie żąda, ani nie wymaga, do niczego nie zmusza. Dobrze tak oczyścić się od czarów Niauki, co zbyt lotna, piękna jak anioł, ciągnie na tamten świat — od zamroczenia Leśnej, co nocą ociera się piersiami, kolanami gładkimi, a potem przytula się łonem i wymaga ofiar strasznych. Najlepiej oczyścić się przez rozmowę ze starym drzewem pobratymczym.
Skrzydlate drzewo lituje się nad chrześcijaninem. Nie mówi dużo. Tyle ile potrzeba.
— Nic to — dziarsko huczy z góry. — Nie martw się już, gościu, idź z Bogiem! Myrom!
Pastuch odchodzi pogodny. Nocą śni mu się połonina wesolutka. Czuwa nad nim drzewo potężne wiekowe, wiecznie zielone.
Czasem pastuch znajdzie się na ogromnym Munczelu albo na Pop-Iwanie, jak robaczek na kuli globowej. Spogląda tęsknie ku wsiom, nic prócz dachów grażd dojrzeć nie może. Patrzy ku zagórskiej stronie, ku ogromnym lasom: tam ani jednego osiedla ludzkiego nie dojrzysz. Leży na mchu, spogląda na chmury. Z początku szuka tam postaci jakby znajomych. Znaj-