Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo I.djvu/366

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

i strzałkę w kierunku szczytu Baby Lodowej. Siedział tak w cieniu buków i żałośnie spoglądał w górę ku konarzystym ramionom, ku ich głowom kędzierzawym, ojcowskim. I znów wdrapał się na grzbiet. Znów surowy wiatr połoniński go ogarnął. Znów zasunęły się na serce sztaby i okowy żelazne.
Latał tak grzbietem, po połoninach po kilka dni drogi, aby ciągle widzieć coś innego: lasy kosodrzewiny, to skały i debry, to dalekie, rozległe widoki. Ale im więcej gór widział, ciągle nowe góry, tym bardziej beznadziejne było jego więzienie, tym bardziej bezkresne. Uciekał przed tym przestworzem, leciał przed siebie stepem połonińskim, jakby go coś goniło, przewracając się na kopcach, raniąc się i zakrwawiając lice. Szał ogarnął młodą głowę. Szarpał włosy, porozrywał na sobie ubranie. Czasem zaś szeptem, albo jęcząc i rzężąc bezprzytomnie, powtarzał bolesne okrzyki rzeki:

— Huki! Gdzież wy, moje Huki? Wyzwolcie mnie Huki!
Hukiż, moje Huki. —

Tylko echa odpowiadały, tylko w głębiach, po jarach i puszczach szumiały potoki. —



RÓJ JUNACKI

Nieraz już słyszeliśmy, jak to się odbywały wiosenne wyroje ludzi lasowych. Niejeden powiastun to opisywał: jak się wychylali z zimowików, gdy buczki się zazieleniły, a szyszki zaróżowiły, jak się ściągali zewsząd, zbierali, hukali, witali i wyruszali na wyprawy. Każdy też powiastun pięknie nam z daleka to pokazuje, trochę tak jak widowisko w teatrze, albo kolorowy malunek. Kto wie, czy też tak potrafi Andrijko. Ale za to wiedzie cię tam bracie, za rękę, prosto w te ciemne dawne puszcze i w te odległe czasy. I już zaraz i z tobą, hejby, to samo się dzieje, co junakom było. Choć od tej samoty dusznica tęskna ściska ci serce, w kiszkach burczy ci od głodu, a w głowie dzwon tętni od burzy i gniewu, to jednak ramiona ci nabrzmiewają mocą junacką, a pierś hardością się pyszni. Ot, jakbyś rąbnął czy mandatora, czy gubernatora samego, to nakryłby się nogami cienkimi biedaczyna i pękłyby mu białe, galowe sztanięta świecące — na samym tyłku.
I w różne czasy rozmaicie odbywały się te wyroje. Taki buntownik jak Dobosz otwarcie wzywał wszystkich i przez