Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo I.djvu/363

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

A wszystko, rzetelnie według tego, nie inaczej, jak sam Andrijko opowiadał.
Otóż tak to było właśnie:
Wiosną, gdy czemięrzyca[1] zazieleniła się na połoninie, zobaczył Dmytryk pewnego dnia opodal jodły basztowej pierwszego gościa z tamtego, żywego świata. Z tego świata, co to był dlań jakby zatarasowany wielką nieprzeniknioną ścianą lodową zimy i samotności. Właśnie stamtąd jakoby idąc, przykołysał się od strony Łukawic potężny, stary, szary, niemal siwy niedźwiedź. Przyszedł na to, by sobie poszczypać i pokosztować niedźwiedziej przekąski wiosennej — czemięrzycy.
Naprzód ucieszył się Dmytryk tym niedźwiedziem, bo powiadają przecież, że to dusza chrześcijańska. Głośno nań zawołał: — Wujeczku, myròm! Jak się wam zimowało? — Lecz stary mrukliwy niedźwiedź-samotnik nie okazał ani tej uciechy, co Dmytro, ani nawet zdziwienia żadnego. Wspiął się lekko i ostrożnie przednimi łapami na ścianę pnia jodłowego, powąchał pień, popatrzył na Dmytryka, a potem już raczej z chłodem surowym, choć poprawnym, przeszedł koło Popadii. Obrócił się jeszcze raz za Dmytrem i kołysząc się powoli, poszedł ku Hostowemu szukać czemięrzycy. I jakoś już ani jeden niedźwiedź się nie pokazywał.
I choć niedźwiedź ten ani nie zmawiał się z mandatorami, ani także i z przyjaciółmi Dmytra pobratymstwa nie trzymał, to jednak uderzyło teraz coś Dmytra między oczy, jakby pękniętym odłamem z tej lodowej ściany. Nie był to strach ani uciecha. Tylko coś takiego: oto znów zobaczył, że choć nie sam jeden tylko po świecie chodzi, czuje i żyje, jednak ani on ani nikt nie może nic udzielić nikomu, jakby zamurowany w komorze lodowej. Teraz wszystkie te dumy, pieśni, wynalazki i nauki, wszystkie te skarby, co je nagromadził przez zimę, w jednej chwili jakby stopiły się i znikły. Tak jak byś śnił, że leżysz wśród dukatów i brylantów płonących, a rano zbudzisz się, sięgniesz ręką, a to kamień twardy i kożuch stary pod głową.

Gorzko zrobiło się Dmytrykowi a nawet strasznie. Poczuł się tak sam, jak ten gorejący na wietrze w ciemności płomyk łojowego kaganka, co tylko na dwa kroki jasność sieje. Chwie-

  1. Zgodnie z huculskim i staropolskim brzmieniem pisano czemięrzyca — a nie ciemierzyca i nie przez ż.