nawet odnaleziono te zaginione kuckie akta — trudno by to było rozsądzić, które pieśni Dmytryk na pewno ułożył, które wynalazki wymyślił, które modlitwy odmawiał i jak mu z tym na duszy było.
Bo też takie to akta te wszystkie! O modlitwach by im wiedzieć? Nie darmo zwało się to „Księgi czarne“. To pewno znaczy: czartowskie! Widać, bo przez panów wymyślane, prawdziwe pańskie świętopisanie: O szubienicach wałkują, o karach i katowaniu dokładnie wiedzą wszystko. Ale — z życia ludzkiego ani tchu nie ułowią. Ani tyle co oddech kurki. Sam hycel kołomyjski o psach swoich lepiej by napisał.
Za to o niejednym junaku i opryszku od dawna tak wspominają i gadają powiastuny, gaduły i kręcipyski różne — bez końca: jak to zimkę niejedną przesiadywał w schowkach i zimowikach ot tam albo tam, na tej albo na tamtej górze. I najwięcej to lubią opowiadać, które to wynalazki powymyślali wtedy junacy. Bo mówią: — Tam w tych zimowikach mieli dużo czasu. Więc było im kiedy „modować“ i wymyślać i praktykować to wszystko. A także było kiedy układać śpiewanki i muzykę. Kto miał do czego pęd. — I nawet wymieniają różne wynalazki takie: to zapałki siarkowe, tak wielkie jak łuczywo, to młynki ręczne do mielenia ziarna, to tajemny kamień brylantowy, świecący w ciemności jak latarnia, to latawce, to wóz jakiś samojadący. I wiadomo, że niektóre nowości od nich przejęli ludzie, że zawdzięczają je junakom. A niejedną modę to oni ze świata, z wędrówek dalekich do nas przynieśli. Głupio zatem nazywać wszystkich opryszków pustakami, jak to dawniej czasem mówiono. Bo chociaż prawda — te wynalazki więcej do zabawy tylko, a nie do gazdowania, i może za wynalazki ludzie nie są tak wdzięczni, ale za pieśni — czemużby nie? Więc i dzisiaj należy im się wdzięczne wspominanie.
Ale, żeby który bajarz nam opowiedział, jak się do tego brali junacy, jakie było ich życie w tych zimowikach, co każdy z nich robił? Z czego poszły te dumy i wydumki, myśli i wymysły? Z jakiego nasienia, z jakiego korzenia się to narodziło? Hej! żaden nic nie wie.
Tylko nasz powiastun Andrijko, choć i łysy, jakże mądry jest, jak świadom wszystkiego! Aż strach bierze!
Ale — byle tylko nie zanadto!
Bo taki brechun też by wart, aby mu język stanął dęba pod szubienicą, gdyby się zaczął rozpierać tak i brzuch wydymać,
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo I.djvu/357
Wygląd
Ta strona została skorygowana.