czają nowe akta, Dobosz wraz z towarzystwem zachodzili do pana na zamek a nikt nikomu, żadnego słowa nie powiedział z kolcem, tylko same grzeczności. To był podział sprawiedliwy!
Dowiedzieli się o wszystkim Jasienowcy, posłali prędko posłów do Dobosza, zapraszając na wielki jesienny chram u siebie w Jasienowie. Dobosz znalazł nowy sposób dla podziału, głównie na to aby nie narzekali, że bez serca wyrywa chudobę ze swoich kątów i pędzi w obczyznę. Po drodze do Kołomyi zatrzymał całe stado bydła, co wracało z połoniny za Prut. Kazał je popędzić na Jasienowo. Choć bydło przeszło podwójną drogę, nie wiele było znać, bo było wypasione, wytarzane w trawach górskich, bez śladu duszności stajennej i zaprawione do wędrówki.
Jasienowcy oczekiwali Dobosza przed cerkwią. Po kupiecku umówili się między sobą, a bez najmniejszej kłótni. Biedacy czy nie biedacy, ale tacy, co wysunęli się naprzód przed cerkwią, nie wstydzili się wcale, lecz powołując się na księdza, wójta i na gromadę wywodzili, że są biedakami. I jednym głosem, jak chór cerkiewny przez wielkiego diaka wyuczony, pomrukiwali wszyscy zgodnie: „Sławnie, sławnie“, bo to nic nie kosztuje i ani jeden nie przeczył, bo święto, choć Dobosz nie sprawdzał wcale, bo wierzył wszystkim, co przyznawali się do biedactwa. Rzecz w tym, że za każdym biedakiem stał bogatszy albo i zgoła bogacz, taki co umówił się z tamtym, że zapłaci za podarowaną mu przez Dobosza krowę, czy to pieniądzmi czy bryndzą, ziarnem czy wszystkim po trosze. Zadowoleni byli jedni i drudzy, bo każdy z wymiany otrzymał czego potrzebował. Najważniejsze, że zgoda sąsiedzka nie naruszyła się, a żadne plotki ani publiki nie wyszły na wstyd powiatowy, jak to się stało w Rożnowie. Dlatego choć cały powiat sypał się ze śmiechu jak wiatrem wiosennym, Dobosz nigdy się o tym nie dowiedział.
Opowiadają w Krzyworówni i zdaje się nie bardzo kłamią, że także tamtejszym mieszkańcom zachciało się zrobić dobry targ z Doboszem. Z powodu rojenia się opryszków, kupcy nie przychodzili w góry i targi były zamknięte, przeto żadnego ruchu nie było a krowy i woły potaniały nadmiernie. Ci z Krzyworówni wysłali zatem do Dobosza posłów, ażeby zamiast męczyć się i pędzić dla nich bydło z dołów, zakupił za dukaty w Krzyworówni krowy od bogatych dla biedniejszych. Dobosz zgodził się na to i według umowy bogaci i biedniejsi
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo I.djvu/264
Wygląd
Ta strona została skorygowana.