Gospodarował na rozległych obszarach, a nie potrzebował niczyjej pomocy, sam sobie radę dawał. Niektórzy mówią, że starzec ten nazywał się Bojczuk. Ale było kilku znanych opryszków o tym samym nazwisku. Powiadają znów inni, że się nazywał Zmyjenskij, bądź to, że pochodził z Połoniny Zmyjenskiej, bądź że wyglądał tak potężnie jak smok, gdyż „zmyj“ oznacza smoka. Chodziły wieści, że niegdyś byli w Złotej Bani wewnątrz zamku, że znał dobrze położenie i rozkład całej fortecy. I Dobosz myślał, że może mu coś poradzi ten stary, albo niech przynajmniej szczęśliwe słowo mu powie na tak niezwykłą wyprawę.
Połonina Stoh stanowi najniższy opad w przedłużeniu wału Czarnohory. Leży na południowy wschód od szczytu Popa Iwana. Sam Stoh jest bardzo łagodny i słoneczny. Na dole od północy wśród lasów leży największe jezioro w Czarnohorze, Szybene, zwane w dawnych czasach Czuriek.
Idąc grzbietem od strony Czarnohory, opryszki zobaczyli już z daleka, jak potężny starzec z białymi włosami niósł na plecach wielki i ciężki pęk zaostrzonych częstokołów dla worinia. I wbijał co kilka kroków pal jednym uderzeniem w ziemię głęboko, tak lekko jakby tyczkę fasolową. Następnie znów brał na plecy tyle siana co dobra fura i znosił je w dół na ogrodzone miejsce. Zdumienie ogarnęło opryszków. Uśmiechnął się Dobosz, powiadając: „Dobrze, że to przyjaciel nasz ten dziad smokowy. Nie bardzo bezpiecznie byłoby się z nim wadzić“.
Gdy przyszli do dziada, ten ucieszył się serdecznie Doboszem, jakby starym druhem. Słyszał już wiele o nim i dziwił się jego młodości. Idąc ku przybyłym, witał ich z uciechy tak głośno, aż echo odpowiadało z lasów.
— Myrom! Czy nie potrzebujecie czegoś lubczyki serdeczni? Może pieniędzy? Może broni? A może byście coś zjedli? Ot, bieduję tu, jak mogę. Ale mówcie, powiadajcie, może wam czego potrzeba?
Dobosz, patrząc z lubością na potężne bary starego opryszka, odpowiedział:
— Zobaczyć ciebie, dziadeczku! Oto najpierwsza potrzeba. Takeś nam się udał jak ta Czarnohora. I takeś do serca nam przypadł. Obyś doczekał i przeżył dwie setki roków! I o dobre słowo cię proszę, dziadeczku, na ciężką wyprawę.
Witali się i ściskali serdecznie. Po chwili rzekł Dobosz z cicha: — Jeszcze o mądre słowo, o poradę cię prosim. Ra-
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo I.djvu/240
Wygląd
Ta strona została skorygowana.