Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo I.djvu/200

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

albo jeszcze gorzej, bo od kiedy ukrywa się, ludzie szukają go gorliwie, nieszczęśliwi kiedy nie uda im się znaleźć. Któż zaświadczy w końcu, że bies wszystkiemu winien, a ludzie to niewinne jagniątka.
Dość tego! Jest bies czy nie ma? Mocny czy słabiutki? Krzywda i pomsta wraca czy nie?
Tomnatyk milczy ponuro jak zawsze. Zbyt liczne wieści mieszają barwy mętnie. Gaduły plączą to co znad czasu z wczorajszymi zdarzeniami. „Czarne księgi“, wszystkie owe akta sądowe, pańskie czy mieszczańskie, czernią ludzkość, bo czernią lud pracowity. Mądre książki za dumne dla takich bajd. A księża nie na to odpowiadają o co ich pytać. Tylko najdawniejsza duma opryszkowska wyłuskuje złote ziarna z piachu. Rości sobie obronę ludu i ludzkości. Sławi Hołowacza i głosi śmiało: zabił biesa raz na zawsze. Koniec! Niech przepadają biesowe dzieje, pamięć krzywdy i odwetu, czyny zawzięte, okrutne. Jeziorko jest i trwa, wczoraj, dziś i jutro. Smętnie a pobłażliwie przesiewa dumę o Hołowaczu z dziejów w bezdzieje.
Południowe, ku Węgrom opadające stoki Czarnohory są bardziej słoneczne od naszych północnych, a nawet łagodniejsze w samej budowie gór. Nigdzie nie ma skał odkrytych, nie ma przepaści i berd. Nie ma też ponurych i zwartych lasów kosodrzewiny ni porostów. A ogromne, dorodne, niemal kuliste i jasne buki sadowią się wysoko ponad zwyczajną granicą lasu. Ich zespoły, katedry pogodnego i ufnego nabożeństwa, rozsiewając ładne, zielone światło utrzymują zaciszny i pogodny nastrój cichego zadowolenia z własnej potęgi.
Styl bukowy: przyjdzie czas, że nauczą go się w bukowinkach i stawiać zaczną, na pamięć Hołowacza, katedry bukowe. W ich przejrzystych kopułach każde zielone oczko szkła, jak bukowy liść na wiosnę, zapieni się światłem. I zleje je jak wino gościnnie dla każdego co przyjdzie tam pomodlić się, po swojemu i z braterstwa nauczyć się po innemu, a ze wszystkimi razem po bukowemu.
Także kotliny i doliny po stronie węgierskiej są szczególnie rozległe i szerokie.
Gdy się spogląda ze szczytu Gutyna ku południowi, widać już owe gromady buków, gazdowskie korowody i wiece. A dopiero niżej, w szerokich kotlinach, czarne lasy smerekowe, nietknięte, bez przerwy się rozścielają. A dalej jeszcze migotliwa, świetlista wstęga przesławnej Cisy, patronki rzek wę-