wany, niż mogły być przed laty jego czyny, gdy chcą wymusić na nim zeznania co do reszty towarzyszy i pytają:
— Gadaj! kto był twoim spólnikiem! — po dłuższym milczeniu powtarza spokojnie, zapamiętale:
— Buk i smereka. Jawor i żerep. To moi pobratymy.
Zamiast ugiąć się wyzywa prześladowców:
— Ot kto! Wy pańskie pomiotła! Idźcie! drzewa męczcie, wiatr doganiajcie... Ano! zaczepcie się z lasem!
A któż by śmiał w owe czasy — zaczepić się z lasem. —
Jeszcze dawniej, kiedyś przed wiekami — tak wieść głosi — schwytano włóczęgę, widocznie opryszka, przeciw któremu nie było żadnych dowodów, ani nawet poszlak. Mimo to skazano go na śmierć.
Zaklinał się, że niewinny. Pytano o świadków. A któż tam mógł być pankowie mili, gdzie ja byłem — chyba kiedry i cisy.
— Jutro zawiśniesz na haku opryszku — chyba że drzewo które przemówi za tobą, za ciebie da porękę. Tak szydzono zeń i wrzucono go na powrót do lochu.
Gdy oczy przywykły do mroku, zobaczył w kącie swój stary posoch cisowy, który przyniósł ze sobą. Wyciął go wtedy, kiedy, przed laty, opuszczał chatę ojcowską i na grani żegnał się ze swą Mariczką-biedaszeczką. To jedyny ślad lasu — tu w tej ciemnicy.
„Ej, paliczko cisoweńka? może byś ty za mnie zaręczyła, stara towarzyszko, że niewinny jestem przed Bogiem i przed lasem! że krzywda pańska pognała mnie w góry. Może byś mnie wyratowała, wyrwała — klabuczko — od katuszy i szubienicy?“
Tak zaczął dumać i powoli jakimś gwoździem wydłubał fujarkę, a raczej długą jak kij fłojerę.
Kiedy o świcie przyszli sędziowie i siepacze, usłyszeli, jak drzewo cisowe śpiewa, jak żali się nad dolą junacką, jak płacze nad rodem zniewolonym, jak zaświadcza — niewinność. Wzruszeni tą nieuchwytną mową sędziowie zwolnili opryszka, który głos lasu serdeczny wydobył. Tak powstała fłojera.
Powiadają, że niejedna „moda“, tj. niejeden wynalazek lub pierwszy pomysł wynalazku, podsłuchany od głosów lasu, wymyślony w samotności puszczowej — od opryszków pochodzi.
I głos lasu — fłojera towarzyszy odtąd zawsze i wszędzie opryszkom. A także w ostatniej godzinie.
Gdy wiedziono na śmierć młodziutkiego towarzysza i na-
Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo I.djvu/183
Wygląd
Ta strona została skorygowana.