Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo I.djvu/13

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Żydzi — jidysz. Trudno było znaleźć odpowiednik językowy, który by nie raził sztucznością, a był dla polskiego czytelnika zrozumiały. Jak sądzę, Vincenzowi udała się ta niełatwa sztuka. Nie ma tu, na przykład, naszej rodzimej góralszczyzny, co mogło grozić autorowi szukającemu jakiegoś wyjścia z trudności. Tylko niektóre pieśni i poszczególne wyrazy czy zwroty pozostawił w oryginale huculskim.
Złagodził natomiast niektóre opisy obrzędów weselnych i ludowych zabaw, jako zbyt już dzikie i okrutne. Tak przynajmniej utrzymuje Tadeusz Breza omawiając w recenzji, zamieszczonej w „Kurierze Porannym“ z 16 kwietnia 1939, książkę Vincenza. Twierdzi też, że „legendy huculskie splatają się tu nierozłącznie z własną legendą autora“. Być może, iż poniekąd mogło to odebrać tekstowi nieco surowego autentyzmu, bliskiego jakiemuś przewodnikowi krajoznawczemu czy naukowemu opracowaniu, dodając jednocześnie poetyckości. Niektóre partie Wysokiej połoniny czyta się jak poemat. Te choćby o podróżach drogami u podnóża gór, od stolicy tamtejszej, Kołomyi, w stronę Rungur i Żabiego, największej niegdyś wsi galicyjskiej, lub aż do Kosowa, słynnego z zakładu leczniczego doktora Tarnawskiego, czy pogranicznych Kut, gdzie — jadąc z pagórka na pagórek, z doliny w dolinę — ulega się złudzeniu niemal bezruchu: nieruchomości krajobrazu, który niby to przybliża się, a wciąż tkwi w miejscu jednako daleki. Albo kiedy pisze o niedobitkach demonów uchodzących w panice przed swym prześladowcą i tępicielem, prorokiem Eliaszem, szczególnie na nie zawziętym. Uciekają z dolin ku szczytom, skalnym rozpadlinom, wąwozom i pieczarom czarnohorskim, gdzie kończy się połonina dancerska, a zaczyna suchy piarg. Lecz i tam święty mąż Eliasz ciska w nie pioruny. Niektóre opisy łąk, kwitnących różnymi barwami w zależności od pory wiosny i lata, przypominają strofy Leśmiana, mimo iż są pisane prozą unikającą patosu i pozornie najzwyczajniejszą. Nie wiem, czy nasze Tatry, mimo tylu pięknych stron im poświęconych przez mistrzów takich jak Tetmajer czy Kasprowicz lub Orkan, doczekały się aż tak plastycznych i urzekających opisów.
W rodzinnej Słobodzie Rungurskiej, gdzie mieszkał, przed wielu laty słynny Szczepanowski dowiercił się ropy naftowej. Stanęły wieże wertnicze i trysnęła nafta. Były to jedne z pierwszych galicyjskich kopalń. Niestety — jak większość tamtejszych złóż — wyczerpały się szybko. Pozostały wysokie