Przejdź do zawartości

Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo I.djvu/114

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Matijko wstydził się o tym rozgłaszać, sam Foka za to opowiadał, że jemu równy jest w tańcu „Myś czy Mocak“ zza gór, a ponad niego i na całe góry tancerz pierwszy, to Matijko z rodu Iwankowych-Zełeńczuków.
Najmłodszy ze wszystkich Matijko przeżył wszystkich, dożył aż do nowszych czasów. Całe swe serce przelał na marżynę — dobrze się żyło na świecie tym bydlątkom, które Matijko piastował — a całą odwagę i junactwo na walkę z niedźwiedziami. Do późnej starości nie spał, broń Boże, w chacie ani jednego lata. Głowa jego z kosmykami jak u orła starego, pokarbowana razami, i w sercu karby głębokie dawności wyryte. Serdecznie wspomina i dawnych ludzi i dawną chudobę. Z jego pamięci jak z komory bogackiej nieraz czerpaliśmy te skarby, wieści starowieku.
Tak Foka tańczył. Długo wspominali te tańce ludzie jakby ostatni błysk słońca, dawnego szczęścia, dawnej słobody...
Od osiemdziesięcioletniej staruszki, Marijki Czornysz, jednej z ostatnich wygasającego pokolenia, słyszałem kiedyś, jak to Foka w młodych latach lubował się w tańcowaniu. Staruszka opowiadała żywo, z uśmiechem pełnym uroku: „Byłam wtedy może dziesięcioletnią dziewczynką, gapiłam się na Fokę, napatrzeć się nie mogłam. Nigdy nie zapomnę, jak wyglądał w wielkim starowiecznym, wysokim kapeluszu, jaki niegdyś nosili opryszki. A to kapelusz był obwiedziony szeroką mosiężną blachą, zza blachy zaś wystawały i wysoko powiewały pawie pióra. Kiedy tańczył i przechylał się w tańcu, przy ogromnym pasie, nabijanym gwoździkami, dzwoniły i dźwięczały łańcuszki i pistolety. On zaś był taki wspaniały i łaskawy. I dokąd wszedł, gdzie się zjawił, radość była, witano go jak wielkiego pana. E, mało to powiedzieć, chyba — jak cesarza. I gazdowie i panowie i starszyzna, urzędnicy i Żydzi, wszyscy nim się cieszyli, uśmiechali się, witali go serdecznie. Taki miał mir! A wciąż wędrował. Nie ma co mówić — powiadała staruszka — we wszystkim nie było odeń sławniejszego! Byli tacy, co go chcieli naśladować, nikomu się to nie udawało. Co słowo wyrzekł, co piosenkę zaśpiewał na tołoce, rozchodziło się to, rozpowszechniało po całych górach.“
I w późniejszym wieku tańczył Foka. Tańczył z ostatnim z Wasylukowego rodu z Hołów, gazdą dostojnym jak sam Foka, lecz małomownym, poważnym, nieprzystępnym dla obcych. Tańczyli sobie powolutku, poważnie, w milczeniu. I z Dmy-