Strona:Stanisław Tarnowski - Chopin i Grottger.djvu/86

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
80
St. Tarnowski.

nać złowrogich jeziorek i ponurej »puszcz litewskich przepastnej krainy« z Tadeusza. Sam ryś, jedyne żywe stworzenie, ten ryś przerażony instynktem, z najeżoną sierścią i oczyma iskrzącemi od strachu, to zabłąkany tu jeden z królów matecznika. Jaka doskonałość technicznego wykonania, jaka głębokość tego krajobrazu i jaki straszny, ponury jego charakter? A wśród tego dopiero ta jedyna w swoim rodzaju kreacya artystycznej fantazyi; ten kształt widomy strasznej dziewicy przelatującej nad ziemią, »kiedy nieszczęście Litwę ma uderzyć«. Co ona jest? Śmierć? Zniszczenie? Głód? Nędza? Wojna? Ona to wszystko niesie i wlecze z sobą, bezkształtna jak śmierć w poemacie Miltona, bo tylko życie może mieć formę; złowroga, jak morowe widmo Mickiewicza; straszna jak klęski Apokalipsy, leci nad ziemią ciężko, pomału; nie, nie leci, wisi, i widać, że chce długo wisieć nad Litwą, Oh! to nie przelatująca burza, to zabójcze powietrze na długo i bardzo długo. Kosę ma na ramieniu; na cóż jej kosy! ona zabija tem, że jest, a z tego płaszcza, który ją okrywa i mglistemi fałdami spływa do ziemi, czuć, choć nie widać, że sypią się śmierci, straty, rozpacze. I ona nie należy do dziejów jednej rodziny, ona nie dla leśnika tam przyszła! ona wisi nad całym krajem; a to, co będzie w dalszych obrazach, to przykład tylko jeden przykład tego, co się dzieje tam, gdzie ona przeciągnie. Doskonalszej personifikacyi, figury fantastycznej lepiej pojętej, niewiedzieć gdzieby szukać. Mickiewicz jako Morową Dziewice, Milton jako portret swojej strasznej Śmierci, poznaliby ją odrazu, jeden i drugi powiedziałby: tak, nie mogła być inną!
Nie mogło też być straszniejszej, bardziej złowrogiej przedmowy do tego, co jest w dziele, jak trudno o coś tak bolesnego i rozdzierającego jak dzieło samo.
Jest coś smutniejszego jak wojna sama, jak wyjście, nieobecność i wszystkie męczarnie niespokojności, to ta przedostatnia chwila przed wyjściem, kiedy jeszcze wszystko jest niby jak bywa zawsze, a z każdą sekundą zbliża się rozstanie