ściem. Na jednej ziemi siedzimy, musimy na niej żyć obok siebie, a prawo do niej mamy i jedni i drudzy. Ich prawo jest to, że zajęli tę ziemię, kiedy jeszcze była pusta i niczyja, jakżeby im ją sam Pan Bóg był dał w posiadanie, a od tego czasu zawsze na niej siedzieli i zawsze swoim osobnym językiem mówili. Nasze znowu prawo jest to, żeśmy tę ziemię nie gwałtem i przemocą opanowali, ale ją przyłączyli do Polski częścią przez dziedziczne spadkowe prawo naszych królów, częścią na własne żądanie Rusinów: dalej to że bez nas byłaby ta ziemia stała się tatarską albo turecką (w małej części może węgierską), ale sama nie byłaby potrafiła obronić się i utrzymać. Biliśmy się na tej ziemi z Bisurmanami, przez całe wieki, za nią, za siebie za cały świat chrześcijański, i możemy powiedzieć bez przesady, że ona cała jak długa i szeroka, krwią polską jest przesiąkła. Mamy dalej to prawo, że my także na niej siedzimy, a przez wieki naszego panowania z dzikiej i pustej przedtem zrobiliśmy ją ludną i uprawną, żeśmy jej nieśli i wiarę prawdziwą i oświatę. Nie jest więc Polak na Rusi obcym człowiekiem, nie jest jak ten co gdzieś na krótki czas mieszkanie najął a potem może wynieść się w świat gdzie zechce: zapuścił on w tę ziemię korzenie jak stare drzewo, i nie godzi się z niej go rugować, albo mówić, że się usunąć powinien. Na to prawo i Rusinów i Polaków jeden nastaje i gwałci je, Moskal, kiedy Polaków i katolików zmusza, żeby się z ziemi wyprzedawali i wynosili, a Rusinów gwałtem na swoją wiarę przeciąga, i własnym językiem mówić im nie pozwala. Jeżeli on na swojem postawi, to w końcu nie będzie na Rusi ani Polaków, ani Rusinów, tylko będą Rosyanie i Rosya.
Strona:Stanisław Tarnowski-O Rusi i Rusinach.pdf/69
Wygląd
Ta strona została przepisana.