stąpili Kozaków. Ci znowu sami z Polską bić się nie mogli, i przystali na warunki, z których miała wyniknąć zgoda.
Tym razem Polacy już powodu do wojny nie dali, ale we dwa lata później nietylko ją Chmielnicki podniósł na nowo, ale różnych sąsiadów przeciw Polsce podburzał, w Rzeczypospolitej samej chciał wywołać rozruchy: myślał o tem, żeby całą Ruś od Polski oderwać, i zrobić z niej osobne królestwo dla siebie. Ale pobił go król na głowę pod Beresteczkiem (1651). [1] Ze zwycięstwa tego nie skorzystaliśmy jak należało, bo zamiast nieprzyjaciela osłabionego ścigać, nasze pospolite ruszenie poprzestało na jednem zwycięztwie. Jednak przydało się ono na to, że Chmielnicki zawarł z nami w Białocerkwi ugodę, która miała niby być wieczystą. Ale jej nie dotrzymał. Marzyło mu się o królestwie. Wyprawił się na Multany, hospodara wołoskiego zmusił, że córkę dał w małżeństwo jego synowi: chciał Ukrainę z Multanami i Wołoszczyzną połączyć, i na tym nowym tronie tego syna pod tureckiem zwierzchnictwem osadzić. Umawiał się już o to z sułtanem. Ale zawiodło go na końcu szczęście. Turcy mu niedowierzali, Tatarzy pogodzili się z Polską, Kozacy zmiarkowali, że on o koronie dla siebie myśli i zaczęli go podejrzywać. Zmiarkował, że królem udzielnym nie będzie, z Polską godzić się nie chciał: Turkom chciał się poddać, ale umowa z nimi szła trudno: u swoich wziętość tracił. Nie wiedząc co dalej począć, stracił głowę. Zbyt dumny, a nie dość sumienny na to, by przyznać że źle robił, upoił się swoją pychą, i jak pijany zatoczył się pod nogi cara moskiewskiego. Poddał mu kozaczyzne z całą Ukrainą Zadnieprską.
- ↑ W druku „HGo1)”, co jest błędem drukarskim, ale nie może to oznaczać w skrócie Chmielnickiego, gdyż jest wymieniony w tym zdaniu pod zaimkiem „go”; zapewne jest to umieszczona w nawiasie data bitwy pod Beresteczkiem, zatem: (1651).