Strona:Stanisław Przybyszewski - Z gleby kujawskiej.djvu/32

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Jego dusza, to tajemnicze jezioro z jego zatorami i głębią i urokami zatopionych kościołów — z moczarów, bagien i torfowisk wyssał jad bólu i rozpaczy, noce jesienne wświeciły mu się w żyły upiornym blaskiem głębokiego smutku, szerokiej a bolesnej zadumy, a na rozdrożach straszy go ta biedna, przykucnięta dola.
On jest duszą tej ziemi.
I na tej ziemi rozsiadł się piękny, krzepki lud z wszystkiemi przywarami i cnotami ludu polskiego, ale to wszystko jest niezmiernie spotęgowane. Lud ten zacięty, obdarzony jakąś dziką energią, która raczej jest tylko pewnem fatalistycznem poczuciem, że tak, a nie inaczej być musi, ma przedewszystkiem jedną charakterystyczną cechę: jakąś dziwną melancholię. Zdaje się że te bagna, te błota, te czarne, mokre torfowiska wyziewają z siebie ten jad nieokiełznanej tęsknoty i melancholii, szary smutek częstych deszczów przesiąka duszę aż do dna, a włóczące się leniwie chmury ołowianego nieba, stłaczają z serca radość i wesele.