Strona:Stanisław Przybyszewski - W godzinie cudu.djvu/84

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wiłam, kąpałam się w ich żarach — a budząc się, zapominałeś o nieziemskich pieszczotach mego ciała…
I coraz silniejszą, gorętszą namiętnością rwał się głos jej:
— O spłyń twą ręką po mej piersi, po mych biodrach, chwyć mnie w ramiona, podrzuć na Twą pierś, niech włos mój grzywą się najeży w dzikich pożarach Twej krwi…
Widzisz?
Patrz ciałem się staję! czujesz żar mego ciała? słyszysz bicie mego serca!?
Krzyknij, rozszalej Twą wolę, bym się stała…
A naraz zerwał się, wyprężył, zolbrzymiał orkanem woli i potrzykroć razy odbił się o sklepienia straszny krzyk:
Stań się!
I ujrzał ją, siebie samego — nagą, w świętym przepychu.
I już opadała ciałem i niszczącym żarem w jego ramiona; oplotła go; jej ciało wwinęło, wtuliło się w niego:
I znowu straszny krzyk…
Wszystko zanikło —