Strona:Stanisław Przybyszewski - Synagoga Szatana.djvu/29

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dwa tysiące czarownic, a więc ludzie zupełnie kompetentni, potwierdzają to.
W jaki sposób dostaje się na miejsce, nie wie dokładnie. Przypomina sobie tylko, że spotkała kogoś po drodze, że ktoś do niej parę słów przemówił, ale to wszystko.
Miejsce przeznaczenia zna już po trochu. Jest to osławione miejsce na górze, pełne strachu i grozy, niedostępna puszcza bez dróg i ścieżek, a jak daleko oko sięga, niema mieszkania ludzkiego.
Widzi już wielkie zebranie mężczyzn, tych niewielu, kobiet i dzieci. Zdaje jej się, że zna już niektórych, ale nie wie dokładnie, bo jest bardzo ciemno, a światło pochodni przemienia postaci w straszliwe upiory.
Widzi kobiety wpół nagie, w poszarpanych sukniach i rozwianym włosem: Widzi jak krążą i wyskakują w dzikich podrzutach, jakby wielki ciężar straciły, tylko od czasu do czasu rozlega się straszny ryk: Har, har! Sabat! Sabat! A naraz, jakby na dany znak, porządkują się pary w wielkiem kole, mężczyzna i kobieta, zwróceni plecami