Strona:Stanisław Przybyszewski - Requiem aeternam.djvu/77

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
P

Przez okna moje wpływa strumień żądnego, parnego gorąca, płodzącego szału nocy, rozpustnego krzyku mężczyzn, co na ulicach samiczki nawołują.

Widzę całą naturę jako apokalyptyczną apoteozę wiecznie drgającego phalosa, co w brutalnej, bezgranicznej rozrzutności leje nasienne strumienie na świat cały.
Na mem biurku wazon z kwiatami, których całe życie rozgrywa się w płci; z bezwstydną niewinnością pną się ku zapładniającemu nasieniu.
Czuję lubieżne drgania tworzenia, słyszę bełkoczące szepty miłosne ziemi — hermaphrodyty, świętej, samczej dziewicy, otulonej w ślubne zwoje nocy.
A jak bogato obsiana złotymi plennikami. Jak ciemna jest i głęboka!
Ale ponad tym bezwstydem chuci i żądz, ponad tą potworną apokalypsą płciowości, tą szatańską ewangelią zmysłów —
wysoko ponad zapładnianiem i rodzeniem,