Strona:Stanisław Przybyszewski - Requiem aeternam.djvu/22

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ja jestem sam dla siebie.
Jestem początkiem, bo noszę w sobie rozwój jestestwa od samego początku i jestem końcem, ostatniem ogniwem rozwoju.
Sam jeden z mojemi uczuciami.
Wy macie jeszcze jakiś świat zewnętrzny, ja nie mam żadnego. Mam tylko siebie.
Głowa mi pęka: zdaje mi się, że jestem jakąś potworną syntezą Chrystusa i Szatana, sam siebie stawiam na wysokiej górze i prowadzę się w pokuszenie i sam siebie pragnąłbym omamić.
To znowu kojarzy się we mnie rozkosz upojonej ekstazy z zimną obrachowaną analizą, czasami wierzę ślepo, męczenniczo, jak pierwotny chrześcijanin, a równocześnie wyszydzam wszelką świętość, jestem zarówno mistycznym anachoretą i wściekłym zsatanizowanym kapłanem, co najświętsze słowa i najohydniejsze bluźnierstwa równocześnie z pianą na ustach bełkocze.
A teraz mam wrażenie, jak gdyby się na niebie rozlała przerażająca powódź czarnoczer-