Strona:Stanisław Przybyszewski - Powrót.djvu/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i biegunem tej ziemi, a ten, który go zabije, siedmioraką pomstę miał odnieść, albowiem przyszedł koniec wszelakiego ciała przed jego oblicze i spuścił nań Pan wojnę ku wytraceniu wszystkiego ciała, w którem jest duch żywota pod niebem: wszystko, cokolwiek jest na ziemi, pozdycha.
I takoż postanowił Pan przymierze między sobą, a nim, Kainem, aby ziemia, wypełniona nieprawością, z oblicza jego wytrąconą została, aby grzech jego bratobójczy wojną, pożogą i zagładą umorzony został, a nikt siedmioraką śmiercią nie był winien śmierci jego.
Takie stanęło przymierze między nim a Panem, a znakiem przymierza to Wojna, a Wojna to jego, Kaina, wyzwoleniem, ponieważ Pan sam w wojnie szuka duszy człowieczej z rąk człowieka.
Rozśmiał się tryumfalnie:
Gdzież jesteś Ablu, gdzieżeś się podział Cieniu mej zbrodni, niewiasto w żałobie nad Pięknem i Dobrem, którem ja w czelustną przepaść strącił? Gdzież jesteś służalczy, chciwy zemsty Wojtku, natrętna pamięci mej zbrodni?!
Odetchnął głęboko w niezmiernem szczęściu wyzwolenia i jakby się w nowym żywocie był począł: teraz wiedział, że nie śpi, że świetlisty cud wyzwolenia w nim się dokonał.
Ha, ha, ha! zarzechotał Szatan.
Wyzwolenie! Ujrzał przed sobą czarny cień, jaki zbrodnia jego przed nim rzucała, niewiastę w ciężkiej żałobie, szukającej Abla — jęknął i przymknął oczy:
— Ha, ha, ha! teraz czas, by od nowa rozpocząć kalwaryjną, męczeńską drogę poprzez gór grzbiety nad przepaściami poprzez dzikie przełęcze do onego miejsca...
Teraz istotnie nie spał — zmiarkował, że już długo trzyma zegarek w ręku i bezmyślnie liczy minuty.
Gwizdnął nagle.