Strona:Stanisław Przybyszewski - Powrót.djvu/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

A Szatan skowyczał rzechocząc:
Słyszysz, co Pan powiedział:
„A zaiste krwi Waszej, dusz Waszych szukać będę — z ręki każdej bestyi szukać jej będę — także z ręki człowieczej, z ręki każdego brata jego będę szukał duszy człowieka“.
— Zbrodniarzu! Bratobójco! wyło wokół niego — bratobójczą zbrodnią swoją Wojnę wznieciłeś i dokonaną została groźba i Pomsta Pana nad Pany!
Przywarł skruszony do ziemi...
Nagle:
Ktoś — patrzył wytężenie — aha! znał go — znał! przecież: to nieodstępny towarzysz Janusza — przyjaciel jego i sługa — Wojtek Cylka — tak!
Wojtek, lokaj, sługa i towarzysz Janusza pochwycił go za ramiona i wrzeszczał mu nad uszami:
— Bratobójco! Wojnę wznieciłeś!
Ktoś szarpał nim z całą siłą — przemocą otworzył oczy, ale jeszcze nic nie widział.
— Panie, to już czas!
Oksza drgnął, wstrząsł się cały, popatrzył na tego, który miał rozkaz wszystkimi środkami z snu go obudzić — raz jeszcze popatrzył, bo nie zdawał sobie sprawy, czy już zdołał przekroczyć granicę, dzielącą jawę od snu:
— A to Ty... Wojtek... Jeszcze chwilę...
Był tak straszliwie znużony, że czuł, iżby się teraz dźwignąć nie mógł, przytem był świadom, że widzenie jego do końca nie dobiegło, bo ledwo przymknął oczy: nie widział nic, prócz skrawka nieba, które spoczywało w obojętnej głębokiej, fioletowej zadumie, tylko świat cały zdawał się być cały ogniem zajęty, a w tym ogniu szła niewiasta w straszliwej żałobie, by szukać na dnie przepastnych czeluści tego, którego on był niebacznie z urwiska strącił, a za nią widział jak pozew zemsty, świadka zbrodni jego: Wojtka!