Strona:Stanisław Przybyszewski - Poezye prozą.djvu/92

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tuman wiatru, a wraz biją o siebie smutnym dźwiękiem ostatnie, metalicznym łyskiem bielejące liście.
A po przez las kolumn szła ku niemu srebrna jaśń, cicha jaśń światła, drącego ciężkie opony mgły, falistość jęków rozbujałych dzwonów, ponura tęsknota mroków, spływających z gór w dolin padoły.