owych mężów zganił minister spraw wewnętrznych Flottwell.
Tak dbałego o konstytucyą i Kościół katolicki Puttkamera spotkała inna jeszcze przykrość. Dziennik Poznański bowiem ogłosił poufny jego okólnik z dnia 20 listopada 1858 roku, w którym wzywał radców ziemiańskich „na całą ich odpowiedzialność”, aby przy wyborach starali się wszelkimi siłami o połączenie Niemców rozmaitych przekonań politycznych w jeden obóz przeciwko „wspólnemu przeciwnikowi” i żadnego z nim kompromisu nie dopuścili.[1]
W ślad za naczelnym prezesem wzywał „nowożytny Krzyżak z Dąbrówki”, Tempelhoff, swych ziomków na zebraniu niemieckiego Towarzystwa rolniczego, aby oddawali głosy choćby najskrajniejszym przeciwnikom politycznym, byle tylko Niemcom, do czego demokratyczno-liberalna „National - Zeitung” dodała te słowa: „Nie radzibyśmy w żadnym zgoła wypadku najmniejszego widzieć wyjątku od tego prawidła.”
Naczelny prezes Puttkamer używał rozmyślnie nazwy: „prowincya poznańska zamiast W. Księstwo Poznańskie, kazał adresy pisywać tylko po niemiecku, a nauczycieli napominał, aby swych wychowańców kształcili na dobrych Prusaków.[2]
Nader smutny obraz przedstawia nam okres od r. 1848—1860, nie tylko bowiem ograniczano prawa ludności polskiej, ale zdawało się, jakoby i natura sprzysięgła się przeciwko nam.
W r. 1852 wybuchła w W. Księstwie Poznańskiem po raz czwarty cholera, najstraszniejsza ze wszystkich, jakie ten kraj nawiedziły. W samym Poznaniu, liczącym wówczas 43,000 mieszkańców i to ⅖ Polaków, ⅖ Niemców i ⅕ Żydów, umarło 1556 ludzi, pomiędzy nimi kobiety z wyższego towarzystwa, oficerowie, wyżsi urzędnicy rejencyjni, le-