Strona:Stanisław Czycz - Ajol.djvu/92

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

do niej wieczorem, znalazłem cię teraz znajdę i potem — pomyślałem — przyjdę zaraz jak skończę z całym tamtym, było południe miałem czas, przeznaczyłem go na kontemplowanie, i na obmyślenie efektownego zakończenia bo bez słowa trzasnąć raz i drugi w mordę wydało mi się zbyt romantyczne, po jakiejś godzinie kontemplowania przyszło mi na myśl ale jeszcze żaden zamiar że gdyby tak z tej historyjki jakieś wzruszające opowiadanie była ładna i zakończenie ciekawe zacząłem się cofać w jej początek i środek i dalej a może nawet scenariusz filmowy cofałem się dla sprawdzenia czy ładna i rzeczywiście i spostrzegłem że wszędzie się w tym cofaniu rozrzewniam
i jeszcze te sarny taka dodatkowa ozdoba gdy już i tak byłem ozdobiony, w całej mojej znowu zieloności, której tym razem nie starałem się nawet tłumić raczej ją podsycałem i jakby rozświeciły się naraz wszystkie dławione dotąd wiosny wszystkie moje przymykane w nich oczy jakby się we mnie otwarły co za iluminacje a był dopiero początek dopiero się zapowiadało początek powiedzmy tej jasności do której się zbliżałem rozlśnić jeszcze drogocenniej stałem powiedzmy na jej brzegu, złotym brzegu; długo w gwiaździstą orkiestrę nocy, zapamiętaj tę frazę jest udana
Szare skrzydła pracy dobrze że zostały wymyślone te nie do wzlatywania ale opadania i to z takim wysiłkiem jakbyś ogromnie wzlatywał nie opadał, dobrze, skrzydła w kolorze błota i niech nie przebijają go żadne zielenie i fruńmy
To spotkanie nie różniło się w moim przynajmniej odczuwaniu od tych paru już podświeconych wiosną spotkań poprzednich a jeszcze te sarny parę saren przebiegło blisko nas i bez pośpiechu i stanęliśmy był słodki ten obrazek różowiejący wieczór my przytuleni do siebie na skraju lasu i wolno oddalające się sarny i jeszcze nawet miałem dnia następnego przyjść do niej i już przed południem bo ten następny dzień był świąteczny że matki nie będzie w domu a zresztą matka już się uspokoiła i jakże cieplutko zrobiło mi się z tej nagle roli prawie już narzeczonego i wracałem do domu w nastroju jakimś modlitewnym i długo siedziałem potem przy oknie zapatrzony powiedzmy zasłuchany w gwiaździstą orkiestrę no-