i przygasaniach, i próbowałem potem chodziłem tam próbowałem powtórzyć w sobie to osłupienie, które było dla mnie piękniejsze od najbardziej nawet idiotycznych marzeń dzieciństwa, potem mi ktoś tę bombę przewrócił podniosłem ją ustawiłem znów pionowo, i dalej ciągle przewracaną ustawiałem tak przez chyba znaczną część mojej młodości —
tak, ta historyjka z poziomkami — przypominałem sobie — była jeszcze przed tym a paź i królowa już w czasie bomby więc gdy ta królowa wyjechała i nie miałem jej już zobaczyć miałem bombę mogłem wrócić do niej,
jak mogłem i po epizodzie z wierszykami, i z Andem bo i to uważałem dojrzało już do skończenia i w dodatku kiedy podczas trwania tamtych w rodzaju pazia i królowej — bo było jeszcze parę w tym rodzaju — nie myślałem o bombie
— ale kończyły się, i cieszyło mnie że mam do czego wracać, że coś jeszcze zostało, może nie tak znów dużo, ale wiedziałem już że nie można chcieć za dużo że jeżeli (he he — nie w tamtej restauracji lecz tu przy tych słowach znów wybucha we mnie wzbierający przez cały czas ale chwilami przyczajony chichoczący prawie niedostrzegalnie wybucha i ogarnia mnie teraz całego śmiech) że gdyby nawet cokolwiek to trzeba sobie powtarzać „wystarczy” „to mi wystarczy” (he he, o, dowcipnisiu, o, bodaj cię, ooo, he he) —
to z tym było inaczej, chciałem żeby się skończyło często siedząc z Andem myślałem o bombie o rdzewiejącym rewolwerze, i wreszcie już zaczynałem chodzić do lasu rewolwer był znów wyczyszczony i pionowo stała bomba, i jeżeli jeszcze czasem do Anda jechałem mówiłem sobie że tylko sprawdzić co mnie tam tak trzymało na co straciłem (biorąc pod uwagę i wiersze) tyle czasu, „na nic” myślałem wracając nocnym pociągiem „i już tam więcej nie pojadę” „skończone”; tylko że potem któregoś dnia skończyła się bomba — „za mocno ją przewrócił, skurwysyn, żebym choć widział, tę swoją śmierć, nie tego skurwysyna to mój grób, i jakbym teraz miał żyć po swojej śmierci, to było wszystko, został mi jeszcze rewolwer i gdybym nie był tchórzem” może lubiłem patos i histerię uległem zresztą trochę nastrojowi jaśniały tam nad tym
Strona:Stanisław Czycz - Ajol.djvu/55
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.