Strona:Stanisław Ciesielczuk - Pies kosmosu.djvu/59

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nauczyły nas płomienne smyczki, w krwi budzące złocistą kapelę,
Kochać jasny, wielki dzień przyszłości, bombą świtu zapaloną wieść.

Żeglujemy, rozsiewając w drodze tchem serdecznym rozognione ziarna,
Żeby zboża kołyśliwem światłem piękna łan słoneczny bujnie rósł.
Pobłyskuje przed nami co chwila tajemnica, jak strzelista sarna.
Światy z jelit buchają zielenią, wrące srebro cieknie z niebnych ust.

Odkrywamy coraz nowe nieba, gdzie blask pachnie, woń jak dzwonki dźwięczy,
Gdzie podkuty platyną księżyców koń lazuru, mknąc, śledzioną gra.
W naszych żyłach młode słońce pływa i śpiewają wiolonczele tęczy!
Oto wdali czarodziejstwo wstaje w szpadach blasku, w oślepienia skrach!