Strona:Stanisław Ciesielczuk - Pies kosmosu.djvu/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
KŁOS PSZENICZNY

Mgła po łąkach mdłe włosy rozplata,
Mrok na drogach w szarym pyle klęka.
Rozkwitają wdali żółte światła:
To wieś w bezmiar patrzy przez okienka.

Nie zasmucaj, głuchy smutku, zmierzchu.
Niech ból uśnie, niech tęsknota uśnie.
Oto, jadąc na błękitu wierzchół,
Wielki Wóz pogubił srebrne luśnie.

Nad przyziemnie zjeżone ścierniska
Jeszcze zrzadka żywe strzela zboże —
Chwiane wiatrem w powiewu kołyskach,
Wciąż przed śmiercią sierpiastą się trwoży.

Ku mej ścieżce podszedł zboku zagon
Urodziwej, dojrzałej pszenicy.
Wychylony tajemnicą nagłą,
Złotym kłosem zajrzał mi w źrenice.

Nad dalekim lasem płynął księżyc,
Świat mi w piersi drżał gołębiem białym.
Nie umiałem miłości zwyciężyć —
I pszeniczny kłos pocałowałem.