Strona:Stanisław Ciesielczuk - Głazy i struny.djvu/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

KOSZĄ KONICZYNĘ


Gospodarze koszą koniczynę rozpachnioną rosiście i zdrową,
Kulistmi główkami płonącą, jak surowe zorze na zieleni.
Za kos ostrych zamaszystym chrzęstem wzdłuż pokosy ciągną się po ziemi —
A skowronki radośnie świdrują dnia szeroką kopułę nad głową.

Zaczynają rozkwitać kartofle, z kwiatów zwykłych śląc ozorki żółte,
Kwitnie bobik przy łodygach bielą: świeży wiew jej czarne piegi muska.
Słońce światłem smagłe kłosy złoci, w kwiaty słodycz leje jak w ampułki.
Polna ziemia gości polne niebo, które w zbożu bławatami pluska.

Gęstą trawę łąk łagodnie gładzi wiatr niziutki, wiatr zieleniejący —
Gdy dobiegnie do pola, podrasta ku zbóż łuskom, ku kąkolów ustom.
Tam zdaleka wieś wśród drzew stojąca, jeszcze dalej — las omżony słońcem...
Gospodarze koniczynę koszą, żeby krowy miały paszę tłustą.