Strona:Stanisław Ciesielczuk - Głazy i struny.djvu/16

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ŁOWCY


W niezliczonych ruchliwych lustrach rzeczywistość jak sen się mieni,
Każda chwila łudzi inaczej, każda droga błądzi manowcem.
Coraz inne rzucają sieci w nieskończoną otchłań przestrzeni,
Coraz inne sidła na wszechświat zastawiają tragiczni łowcy.

Pragną słuchać, jak ptaków śpiewu, śpiewu globów zamkniętych w klatce,
Ważyć w dłoniach kipiące słońca — ale dłonie mieć niespalone,
Niosąc ciężar wszystkiej wieczności — iść po życia cieniutkiej kładce, —
Każdy atom chce, będąc sobą, sobą nie być, lecz być ogromem.

Łapią wszelkie sieci i sidła coraz inną złudę człowieka.
Łowcy czują co chwila wszechświat, trzepocące barwiste zorze —
I co chwila wszechświat w milczący nieznanego obszar ucieka,
Jak olbrzymia myśl nieuchwytna, co się w ludzkiej zmieścić nie może.