Strona:Stanisław Ciesielczuk - Głazy i struny.djvu/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I nie było niczego. Był chaos.
Tylko pustka przędła pusty dym.
Wszystko, wszystko w nicość się przesiało,
Ginąc kresem swym w początku swym.
Aż raz kiedyś — niewiadomo kiedy —
Gdzieś w oddali — niewiadomo gdzie —
Z pustki biel chlusnęła żarem kredy,
Ukąpanym w wielkiej, czystej łzie.
Niewymiernych czasów poszum wzlatał,
Płomień pełniał, urastał i drgał —
Ku dzieciństwu nowego wszechświata
Znów wiosenny wiatr wieczności wiał...