Strona:Stanisław Bełza - Za Apeninami.djvu/59

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Rozmowa przeciągnęła się z dobre pół godziny. Nie chcąc dłużej poecie zajmować czasu, ile że godzina była poranna, w której zwykłe Lenartowicz pracował, — powstałem z miejsca.
— Do zobaczenia, do zobaczenia, — a nie zapominajcie tam o mnie.
Ot i cała kolonia polska we Florencyi, gdym w niej bawił lat temu szereg. Cała? — nie, było tam bowiem wtedy jeszcze kilku Polaków, którzy do stałych mieszkańców tego miasta się zaliczali. Ale że Polacy ci, nie nosili znanych i zasłużonych nazwisk, że nic dla pożytku swojego ogółu nie robili, wyrzucając owszem bezpotrzebnie grosz na obczyznie, którego w kraju swoi nie mają do zbytku, przeto w przytoczonych powyżej, zamknąć można całą ówczesną kolonię naszą, gdyż wymienione tylko wyżej osoby, krajowi swemu, pod pięknem niebem południa, służyć rylcem i piórem, ani na chwilę nie przestają. Dzię-