Strona:Stanisław Bełza - Za Apeninami.djvu/22

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ny w samych początkach Maja, wiosna kwitnie tu w całej pełni, mimo że tam w górach śnieg zdaje się wszystko śmiertelnie mrozić, tu na dole, wszystko żyje, uśmiecha się i rusza. Pędzę lotem strzały niewstrzymany, ale pędzę już w kraju słońca, blasku i niegasnącej zieleni, oddalam się od stron drogich, ale pozostawiam za sobą mgliste niebo, słotny czas i zimne wiatry. I nie żal mi tych stron drogich, nie żal serc, które tam w dali biją, olśniony i przygłuszony wdziękami natury, tak hojnie tu na tej drodze rozsianemi, nie myślę o tem co było, o tem co będzie nie chcę myśleć, żyję motylkowem życiem chwili, sądząc, że ona mi za wieki wystarczy. Żyję, — nie, wegetuję, bo myśl mimowoli ciągle wyrywa się z tych stron czarownych, pędem iskry przebywa wody i lądy, przenosząc mnie, rozkołysanego na miękkich wdziękach południa, w kraj własny, kraj północy