Strona:Stanisław Bełza - Za Apeninami.djvu/166

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wielkiej klęski przed 18 wiekami był sprawcą.
Niczem, gdyż te wymioty ogniem i lawą, jakie się teraz w nim perjodycznie powtarzają, to tak jakby zabawki dziecinne w zestawieniu z bitwą, podczas której krew ludzka gęsto płynie. Owszem nawet, jego dzisiejszy, zewnętrzny wygląd, taki przyjemny i wesoły, iż dziwić się zaiste można, że on kiedyś mógł się okazać nieludzkim i strasznym.
A jednak tak niestety było!
Ale dziś kat umył sobie w krwi zbroczone ręce, zrzucił suknię czerwoną i odpasał miecz, a rozjaśniwszy zachmurzone czoło, uśmiechem wesela i spokoju przyoblekł twarz, pokrzywioną od zwierzęcej chuci.
Rzeczywiście tak jest. Kiedy się jedzie z Pompei na Wezuwiusz, środkiem drogi wijącej się wdzięcznie wśród domów i ogrodów, kiedy się widzi na każdym kroku zabudowania,